Pobiegane, pojedzone, wykąpane...Musze przyznać ze robię postępy, biegam coraz szybciej mimo ze tego nie planuje. Trasę którą niedawno pokonywałam w 45-47 min. teraz śmigam w 38. Nogi same mnie niosą. Będę powoli zwiększała kilometraż. Trochę tutaj po planować muszę. Bo nie tak ilość jak jakość się liczy. No i poza rowerem który po prostu jest już od kilku lat, 1-2 razy w tygodniu jakieś inne treningi przydało by sie wprowadzić. Jadam lepiej, ale to długa przemiana będzie. Nie dajmy sie zwariować. Dbam o siebie co mnie chyba cieszy najbardziej, bo jeszcze kilka miesiecy temu było kompletną klapą. Tak sie zaniedbałam , ze aż trudno uwierzyć. Szczypiorek nie jestem, ale to nie znaczy ze mam być niechluj. I sukieneczki i spódniczki wróciły do łask, które za czasów chudości uwielbiałam.
Jak bym miła porównać moje 58kg. wymęczone, wygłodzone, zakompleksione, ciągle porównanie, myśli tylko jak tu jeszcze schudnąć to zdecydowanie wolę moje 76kg. z ogonem. Wybiegane, uśmiechnięte, szczęśliwe, tryskające energią, bez porównań, cieszące się z "niczego", jedzące, nie głodujące, jędrniejsze z fajna pupą. A Wy co byście wybrały? 58czy 76
A z takich małych osiągnięć dziś ukończyłam swój 4 Maraton.
milusiego Kruszynki.*
ar1es1
3 sierpnia 2016, 11:51Ja biegac nie moge i nie ciagnie mnie.Ale zawsze lepiej miec taka wage,jakiej nie przyplaca sie glodowaniem:) Pozdrawiam.