Witajcie,
Mikołaj dochodzi powoli do siebie,
jednak widać, że to jeszcze nie ten nasz szalony mały rozbójnik...
bardzo zmęczyła Go ta choroba...
na szczęście nie widać po nim by coś mu dolegało...
nie gorączkuje, kupki wracają do właściwej konsystencji..
ma dietę lekkostrawną...
Pan I. od wczoraj ma nocki, więc został rano z Małym,
a ja poszłam do pracy na te moje 4 godzinki...
mimo, że W. mówiła i pisała, że mam nie nie przejmować pracą to głupio mi było,
że tak na koniec miesiąca zostawiłam dziewczyny z tym całym majdanem...
na szczęście doskonale sobie poradziły... a ja powoli ogarnę sobie resztę...
nawet nie wiecie jaką mam fajną ekipę w pracy...
Nie spodziewałam się, że można rano chcieć iść do pracy mimo,
że czasami jest naprawdę dużo do zrobienia...
średnia wieku w naszym dziale to 28 lat...
z dobrych stron szpitala to od czwartku byłam na szpitalnym wikcie,
więc było mało i jałowo i nie wiele lub brak słodkiego...
ubył mi 1 kilogram... mam nadzieje, że uda mi się to utrzymać...
Poczytam co u Was i poszukam jakiegoś materiału na allegro..
Mikoś wyrósł z wszystkich spodni i pomyślałam, ze sama mu uszyję...
w końcu mam maszynę, a to przecież nie jest aż tak trudne...
Udanego popołudnia...