Witajcie,
Tysiące słów szaleje w mojej głowie,
ale nigdy nie byłam dobra w logicznym układaniu spójnych tekstów..
Więc nie wiem co mądrego mi z tego wyjdzie, a ponieważ nie chce napisać pięciozdaniowego wywodu zaczęłam już wieczorem dnia poprzedniego..
Ostatni rok mojego życia to czas wielu zmian
i w zasadzie każda była odkrywaniem nieznanego..
W wrześniu zeszłego roku zostałam żoną
i po zostawiania wszystkiego za sobą walczę o dobre i szczęśliwe życie dla siebie
i swojej mikrorodzinki, która się powiększyła w czerwcu..
chciałam napisać o moich dobrych i złych chwilach, o tysiącach spraw,
o radościach, frustracjach, o nieprzespanych nocach, o marudzeniu mojego syna,
o bólach pleców, o braku zaangażowania w obowiązki domowe mojego Męża..
o wszystkim z czym wy pewnie też macie często doczynienia..
ale fakt jest jeden nie wiele mi to pomoże takie wyżalanie
i nie sprawi, że poczuję się lepiej..
macierzyństwo nie jest tak różowe jak piszą kolorowe gazetki...
a każdy niemowlak to istny aniołek - tylko je i śpi..
macierzyństwo uczy cierpliwości, zaradności, zmusza do zmian,
które przychodzą czasem z ogromnym trudem..
ale każdy trud wynagradza uśmiech Maluszka..
ale ok. z racji tego,
że to portal o odchudzaniu to chyba czas pogadać na ten właśnie temat...
no i tu pojawił się problem...
bo jak już pisałam jestem uzależniona od słodkości..
to moja największa zmora.. największe przekleństwo..
dzień bez słodkości to dzień męki..
słodkościami nie ważne pod jaką postacią zajadam wszystko..
smutki, radości, frustracje..
każda pora dobra by wszamać batona,
ciasteczko, lodzika..
niestety te moją przypadłość pokazała dziś moja waga..
jak na nią weszłam to tak jakbym poniekąd w twarz dostała..
ale fakt kolejny to na pewno mi się należało..
dziś pokazała mi 56,8 kg
tak niestety............... ;(
56,8 kg
wysoki stan zagrożenia... powyżej punktu krytycznego.. powyżej normy..
wszystko powyżej rozsądku i dobrego smaku... buu..
wagowy bilans roku:
- 3 stycznia 2012 (początek poprzedniej diety) - 61,8 kg
- 28 września 2012 (dzień przed ślubem, chwile przed ciążą) - 49,5 kg
- 24 czerwca 2013 (ostatni dzień ciąży) - 65,3 kg
- 5 lipca 2013 (10 dni po porodzie) - 56,7 kg
- 27 sierpień 2013 (10 tygodni po porodzie) - 54 kg
- 4 listopad 2013 (20 tygodni po porodzie) - 56,8 kg
czyli jak widać tendencja wzrostowa..
nie fajnie, nie dobrze..
dzień 1 - Kobieto MŻ !!!
mój cel to 52 kg, bo mam świadomość, że teraz przy Mikołaju trudno mi będzie uzyskać więcej, ale już sam ten poziom to dla mnie będzie wielki sukces..
mam nadzieję, że tym razem się także uda..
fakt kolejny - przed ślubem miałam większą motywację,
bo chciałam być piękną na własnym ślubie..
a teraz co będzie moją motywacją... auć.. ciężko bez tego..
ostatnia dieta to właśnie MŻ..
jadłam wszystko, ale w mniejszych ilościach no
i jako ruch to moje kochane nordikowe kije.. a teraz co?
steper stoi jeszcze u rodziców... trzeba go będzie kiedyś w końcu przywieść..
ale trudno będzie teraz w naszym małym autku, bo naszą foczkę sprzedaliśmy..
do jakiś ćwiczeń na dywanie to ja nigdy zapału nie miałam..
a o Zumbie mogę zapomnieć.. bo Mąż z Mikołajem sam nie zostanie..
zostaną chyba szybkie marsze z wózkiem i endomodo..
ważenie w każdy poniedziałek..
i krótka relacja z dnia mam nadzieje, że uda się codziennie..
trzymajcie kciuki..
Udanego tygodnia..
i w zasadzie każda była odkrywaniem nieznanego..
W wrześniu zeszłego roku zostałam żoną
i po zostawiania wszystkiego za sobą walczę o dobre i szczęśliwe życie dla siebie
i swojej mikrorodzinki, która się powiększyła w czerwcu..
chciałam napisać o moich dobrych i złych chwilach, o tysiącach spraw,
o radościach, frustracjach, o nieprzespanych nocach, o marudzeniu mojego syna,
o bólach pleców, o braku zaangażowania w obowiązki domowe mojego Męża..
o wszystkim z czym wy pewnie też macie często doczynienia..
ale fakt jest jeden nie wiele mi to pomoże takie wyżalanie
i nie sprawi, że poczuję się lepiej..
macierzyństwo nie jest tak różowe jak piszą kolorowe gazetki...
a każdy niemowlak to istny aniołek - tylko je i śpi..
macierzyństwo uczy cierpliwości, zaradności, zmusza do zmian,
które przychodzą czasem z ogromnym trudem..
ale każdy trud wynagradza uśmiech Maluszka..
ale ok. z racji tego,
że to portal o odchudzaniu to chyba czas pogadać na ten właśnie temat...
no i tu pojawił się problem...
bo jak już pisałam jestem uzależniona od słodkości..
to moja największa zmora.. największe przekleństwo..
dzień bez słodkości to dzień męki..
słodkościami nie ważne pod jaką postacią zajadam wszystko..
smutki, radości, frustracje..
każda pora dobra by wszamać batona,
ciasteczko, lodzika..
niestety te moją przypadłość pokazała dziś moja waga..
jak na nią weszłam to tak jakbym poniekąd w twarz dostała..
ale fakt kolejny to na pewno mi się należało..
dziś pokazała mi 56,8 kg
tak niestety............... ;(
56,8 kg
wysoki stan zagrożenia... powyżej punktu krytycznego.. powyżej normy..
wszystko powyżej rozsądku i dobrego smaku... buu..
wagowy bilans roku:
- 3 stycznia 2012 (początek poprzedniej diety) - 61,8 kg
- 28 września 2012 (dzień przed ślubem, chwile przed ciążą) - 49,5 kg
- 24 czerwca 2013 (ostatni dzień ciąży) - 65,3 kg
- 5 lipca 2013 (10 dni po porodzie) - 56,7 kg
- 27 sierpień 2013 (10 tygodni po porodzie) - 54 kg
- 4 listopad 2013 (20 tygodni po porodzie) - 56,8 kg
czyli jak widać tendencja wzrostowa..
nie fajnie, nie dobrze..
dzień 1 - Kobieto MŻ !!!
mój cel to 52 kg, bo mam świadomość, że teraz przy Mikołaju trudno mi będzie uzyskać więcej, ale już sam ten poziom to dla mnie będzie wielki sukces..
mam nadzieję, że tym razem się także uda..
fakt kolejny - przed ślubem miałam większą motywację,
bo chciałam być piękną na własnym ślubie..
a teraz co będzie moją motywacją... auć.. ciężko bez tego..
ostatnia dieta to właśnie MŻ..
jadłam wszystko, ale w mniejszych ilościach no
i jako ruch to moje kochane nordikowe kije.. a teraz co?
steper stoi jeszcze u rodziców... trzeba go będzie kiedyś w końcu przywieść..
ale trudno będzie teraz w naszym małym autku, bo naszą foczkę sprzedaliśmy..
do jakiś ćwiczeń na dywanie to ja nigdy zapału nie miałam..
a o Zumbie mogę zapomnieć.. bo Mąż z Mikołajem sam nie zostanie..
zostaną chyba szybkie marsze z wózkiem i endomodo..
ważenie w każdy poniedziałek..
i krótka relacja z dnia mam nadzieje, że uda się codziennie..
trzymajcie kciuki..
Udanego tygodnia..
waga79
5 listopada 2013, 08:32będzie ciężko ale tych radosnych chwil w drugim roku jest chyba nawet więcej niż w pierwszym:)
lidianna
4 listopada 2013, 18:18Trzymam kciuki za Ciebie:-)
aaaotoja
4 listopada 2013, 17:16haha no nie zabardzo mozna obgadac ojca z synem, zwlaszcza ze co ja nie mówie to on sie smieje :D kiepskie wyżalenie :D
waga79
4 listopada 2013, 13:26macierzyństwo to mega zwiekszona wrażliwość, większa miłość, większy smutek, większa samotność.... Moja córcia ma 2 latka a ja dopiero teraz wracam powoli do życia. Pomimo wszystkiego jestem dumna że dałam i każdego dnia na nowo daję radę:) Trzymam kciuki za Twój plan. Powodzenia!!!
Kora1986
4 listopada 2013, 12:5148 kg?? O mamo, ale byłaś szczypiorek! Ja chcę jeszcze trochę zrzucić przed ciążą, ale nie wiem czy się to uda... same kłody pod nogi :-)
haszka.ostrova
4 listopada 2013, 12:49Trzymam kciuki! mi czasem wypisanie, co mi leży na sercu pomaga, zwłaszcza, gdy okazuję się, że nie jestem odosobniona w swoich problemach (tj zagonienie mężczyzny do prac domowych:P). Ze słodyczami to miałam podobnie, ale po jakimś czasie mi przeszło (tzn ograniczyłam ich ilość i jadłam więcej owoców ...i teraz mnie zbyt duża ilość słodkiego muli i nie jestem już w stanie zjeść całej tabliczki czekolady...). Może takimi małymi kroczkami ograniczanie słodkości i zamiana na bardziej wartościowe (unikanie syropu glukozo-fruktozowego w składzie) da jakieś efekty? Buziaki!
aaaotoja
4 listopada 2013, 12:41jestesmy w podobnej sytuacji ja tez w zeszlym roku dokladnie 1 wrzesnia slub a w lipcu poród, to duza zmiana, macierzynstwo to burza uczuc od radosci po totalna bezradnosc wewnętrzna zlosc , ale dzieciaczki rosna :) bedzie lepiej, tyle ze juz nigdy nic nie bedzie takie jak bylo..
OnceAgain
4 listopada 2013, 11:55Kochana głowa do góry :) będzie dobrze zobaczysz. A przy ruchu i diecie mż kg jakoś same polecą :)
Marcela28
4 listopada 2013, 11:15Ja będę trzymać bardzo mocno!:) I spokojnie to zrzucisz, bo nie masz aż tak dużej nadwyżki. Także eliminujemy słodycze i znów będzie dobrze:) A powiem Ci, że zajadanie emocji to chyba najgorsze co może być;/
MamaJowitki
4 listopada 2013, 11:05trzymam kciuki tez dzisiaj po raz kolejny wzielam sie za siebie :) a co do kijkow to mozesz kijkowac z malym w nosidelku :) albo takie szybkie marsze uskuteczniac, zawsze to cos innego, co do cwiczen dywanowych to tez nigdy nie mialam do tego weny, ale nie wiem czy nie bede musiala sie przekonac. bo mi z kolei czasu na wyjscia brakuje ;) powodzenia
MartaJarek
4 listopada 2013, 10:51to ja już trzymam :)