Ehh te małe sprawy, przypadki, zbiegi okoliczności etc. Sprawiają, że życie jest piękne.
Padam ze zmęczenia, nawet mi się gadać nie chce. Sama jestem zaskoczona, ale jest jednak pozytywnie. Dużo małych zdarzeń, które cieszą, a te trudniejwesze, o dziwo, daje się zaakceptować. Może, jak tyle się dzieje, to po prostu nie ma czasu na zamartwianie się, tylko trzeba działac i koniec - plus mała chwilka refleksji na Vitalii ;)
Przedwczoraj poznałam fajnego sąsiada z cudownym przyjaznym pieskiem - trochę szkoda, że wyprowadzam się jutro. Remont powoli dobiega końca. Wynajmowane mieszkanko czas opuścić. Dobrze mi tu było, trochę jak na wakacjach. Czy to zmiana otoczenia, czy dobra energia tego miejsca - ale - jasno tu, łóżko wygodne i nawet po czterech godzinach snu zero kłopotów ze wstawaniem.
Kuchnia zamówiona - montaż za tydzień - myślałam, że uda się na ten piątek - niestety nie udało się, więc kolejny tydzień bez lodówki, kuchenki itd. - przyznaję, że to wyzwanie, zwłaszcza, że skomplikowałam życie rodzinie, ale cóż - to dla wyższego dobra.
Zaraz lecę jeszcze po ostatnie (mam nadzieję) zakupy - jakieś listwy, trochę farby, bo akurat na pół ściany zabrakło, oprawki do przełączników światła itd. Po połdn montaz drzwi - no to będzie jazda... trudno mi się dogadać ze szklarzem - traktuje mnie jak "kobietę" - he, he kto by nie chiał co? Z założenia chyba przyjął, że i tak nie zrozumie, co do niego mówię, więc nawet 10 minut tłumaczenia, co to jest listwa przypodłogowa do niego nie trafia, a wydawało by się, że każdy to wie, ehhh... chce gadań z moim fachowcem, a mnie uroczo pominąć... ale jak to się mówi, złodziej tylko raz przez wies przejdzie, więc to se ne vrati i drugiego razu nie będzie pewnie. "Złodziej" zdecydowanie za dużo powiedziane, bo uczciwy i dobry fachowiec pewnie, ale to powiedzenie najlepiej oddaje istotę rzeczy - wrażliwa jestem na to, jak mnie traktują - i to decyduje, czy będę z kimś pracować, czy nie...
W niedzielę wyjeźdżam na 3 dni - tyle czasu nigdzie mnie nie wysyłali, ale wystarczyło że remont zaczęłam i juz dwa wyjazdy pod rząd... i znowu "gimnastyka akrobatyczna". I chociaż cieszę się, że zostałam zaproszona, zawsze to jakies wyróżnienie, to nie mam ochoty jechać... - no nie teraz po prostu do jasnej.....!
Remont lepszy od siłowni, to juz pisałam, ale teraz widać efekty - jakaś się mniejsza w talii zrobiłam, nogi jakby smuklesze, i tyły bardziej jędrne ;) hi, hi... Żyć nie umierać!!!! Żeby tylko nie dać się lenistwu po remoncie i nie sflaczeć od razu....
buziaki :)
puszysta43
17 czerwca 2015, 16:33Gratuluję zapału do pracy :-) i życzę żeby nie opuścił cie po remoncie, pozdrawiam :-)
e1272
30 czerwca 2015, 00:08Witaj, bardzo dziękuję za miłę słowa :) Jeszcze rok temu wydawało mi się, że remont to taka odległa sprawa, że jest tylko w sferze marzeń. Ale strasznie chciałam i tak się zawzięłam, że postawiłam wszystko na jedną kartę. I choć jeszcze nie koniec, to już widać efekty - uważam to za swój sukces, a to daje takiego kopa, że naprawdę chce się żyć. Wszystkiego dobrego :) Pozdrawiam
ellysa
17 czerwca 2015, 11:18nic tylko gratulowac pozytywnej energii:))))
e1272
30 czerwca 2015, 00:01Witaj, bardzo dziękuję :) Coś jest w tym pozytywnym myśleniu. Kiedyś sądziłam, że myśli biegną same i nie mamy nad nimi kontroli, ale w jakimś stopniu można ukierunkować myślenie, stawiając sobie zadania i koncentrując się na pozytywnych sprawach, które dodają energii. To kosztuje trochę wysiłku, ale jest możliwe :) Pozdrowienia
Kasia7111
17 czerwca 2015, 09:26Jak się już remont skończy i zamieszkasz w tych nowych wnętrzach to i energię będziesz miała do dalszego "remontowania" swojego ciała:P Tego Ci życzę:))
e1272
29 czerwca 2015, 23:57Witaj, dziękuję bardzo, powoli się urzeczywistnia Twoje życzenie :) Również życzę Ci wytrwałości i sukcesów :)
e1272
30 czerwca 2015, 00:10Ps. wszystkie spodnie ze mnie spadają, chociaż spadek wagi nie jest zbyt imponujący, to jednak efekty widać gołym okiem :) Pozdrowienia