Specjalnie wróciłam do domu na kilka dni, póki mam wolne, tylko po to (a może głównie, bo jest jeszcze pies ;) ), żeby mi Mamucha pogotowała te wszystkie vitaliowe obiadki sratki, śniadanka z kluskami lanymi. I jak tak ona o to dba, że ja, jak to ja - roszczeniowa, niewdzięczna i rozpieszczona do granic możliwości CÓRA, ograniczam się do zakomunikowania, że chyba czas na posiłek, Mamuszka ;) - to kompletnie nic NIE PODAJADAM, nawet o tym nie myślę!
Zobaczymy, może w piątek zaskoczy mnie wreszcie to kilo mniej. :)
Pozdrawiam.