Policzyłam dzisiaj, i okazało się, że do mojego wielkiego wyzwania zostało 119 dni. Dużo czy mało? Kto to wie...
Postanowiłam sobie jakiś czas temu, gdzieś między ciążą nr 1 a ciążą nr 2, że przebiegnę przed 35 urodzinami bieg survivalowy (OCR), wiecie, taki z przeszkodami terenowymi, coś w stylu Runmageddon, ale my na pomorzu mamy lepszy ;) bo przygotowywany przez komandosów z Formozy - Bieg Morskiego Komandosa.
No i w marcu zorientowałam się, że jeśli to ma się udać przed 35 r.ż., to została mi już tylko jedna szansa :D
Odkładam więc na bok liczenie kalorii (i tak ostatnio jakoś kiepsko szło), a zabieram się za ćwiczenia. Tzn już zabrałam się. Ze smutkiem odkryłam, że praca siedząca i dwie ciąży zostawiły swój znaczy ślad. Szkoda, kiedyś byłam naprawdę bardzo wysportowaną dziewczyną.
Ale, ale, wszystko jest do odrobienia :) Z łatwością przebiegam już 6 km, następny raz pójdę już na 8 km (a chcę się pochwalić, że biegałam nawet w niedzielę wielkanocną raniutko, niesamowite to było, ani jednej żywej duszy, jak postapokalipska). Uznałam więc, że czas zabrać się z treningi przygotowujące ściśle pod OCR, bo nie o bieganie tam w zasadzie chodzi :) Byłam przedwczoraj na takim małym treningu w terenie, wczoraj ćwiczyłam w domu. Wyszukałam sobie plan treningowy od Survival Race i zrobiłam WOD1, potem trochę wiszenia na drążku (na tyle mnie stać...) i połaziłam sobie po ściance wspinaczkowej.
Przysięgam, nie wiedziałam, że mięśnie z przodu szyi mogą boleć :)
Trzymajcie za mnie kciuki, bo jeszcze duuuużooo pracy przede mną, ale mam cel i go osiągnę, choćbym miała przez metę się przeczołgać!