Przetrwałam weekendowy kryzys. Nie na 100%, zjadłam pierogi z wędzonym pstrągiem (z mąki pełnoziarnistej byłyby spoko :)), na szczęście tylko 7, a nie jak to kiedyś miałam w zwyczaju - do pełna ;)
Wieczorem poćwiczyłam, żeby optymistycznie zakończyć weekend:
Ripped in 30 / JM / - dzień 4,
Plank - 45 s
KFO - Streching
Mam nadzieję, że pierogi odeszły w zapomnienie :)
Aha, i rozwikłała się tajemnica nagłego podniesienia kaloryczności mojej diety (z 1400 na 1900). Wykupiłam dostęp do treningów online, bo mi się podobał streching i pilates, przy czym kupowałam nie z zamiarem ambitnego rozpoczynania treningów wg planu, tylko właśnie z założeniem, żeby po MOICH ćwiczeniach zrobić sobie jeszcze rozciąganie. Portal nie chciał mnie dopuścić do klubu fitness online bez wypełnienia pierdyliona pytań, między innymi: jak często trening? Zaznaczyłam 4 czy 5 tygodniowo (wciąż z myślą o strechingu), a system oczywiście przyjął trening wg indywidualnego planu ćwiczeń 4-5 razy tygodniowo. Stąd taki skok kaloryczności, no ale na pilatesie to ja tego nie spalę ;) Już sobie przestawiłam. Musiałam w planie diety zaznaczyć "nie będę ćwiczyć z planem ćwiczeń". A na marginesie to jeśli utrzymam moje podskoki z Jillian na poziomie 3 tygodniowo, to powinnam podnieść kaloryczność - wg obliczeń na pułap 1500.
Pozdrawiam Was poniedziałkowo :) Do pracy drogie Panie!