Odpowiadajac na pytanie, co za haslem"start" sie kryje przyznam, ze uscislonego planu nie mam.
Za to postanowienia glowne to mniej żrec i znow cwiczyc regularnie. Najlepiej codziennie. Chociaz przy moim trybie zycia czasem jest to bardzo trudne. Byl czas, ze wstawalam o 5 zeby cwiczyc, ale przez to ze pozniej dzien byl intensywny bardzo az do wieczora, do spalone kalorie nadrabialam z nadwyzka... Musze znalezc jakis zloty srodek, ale przede wszystkim trzymac michę w ryzach. A to przychodzi mi z trudem. Zwlaszcza, ze w pracy zawsze jakies ciasteczka, czekoladki ciasta dostepne sa na wyciagniecie reki. A dla takiego łasucha jak ja to nielada pokusa. Tak wiec podsumowujac:
Sniadanie jak najbardziej, weglowodanowe ale jedno a nie dwa, tzn nie podwojne jak do tej pory. Tuz przed 9 -tą , czyli 3 godziny po przebudzeniu- taki mamy rytm w pracy.
Obiad po 4 godzinach, bez podjadania wczesniej
I znow po 4 godzinach albo przekaska -jesli potem w domu kolacja, albo konkretny podwieczorek, ale wtedy juz bez kolacji.
Nad pelnowartosciowym kucharzeniem skupiac sie nie bede specjalnie, bo albo gotowanie i zakupy albo cwiczenie i nauka jezyka. Moja doba jest i tak napieta ponad miare.
Ciesze sie, ze dni coraz dluzsze sie robia, moze uda mi sie chociaz w weekendy rower albo cus... Ale to bardziej dla przyjemnosci, bo w ruchu jestem tak czy siak całe dnie.
Tak wiec micha przede wszystkim. Najchetniej do 1400 kcal, ale 1600 jest dopuszczalne jak najbardziej. Byleby juz dni pod haslem >7000kcal nie bylo