Nie wiem czy jest na świecie druga taka osoba, która jak widzi swoje ciało to się tak bardzo denerwuje. W każdej konfiguracji coś mi nie pasuje. 4 lata staram się o swoją wymarzoną sylwetkę i aktualnie mam najwyższą wagę, najbardziej grube nogi i te boczki. Nie mogę tego zrozumieć, nie potrafię sobie poradzić. Chce naprawdę zaakceptować to co mam i wtedy coś z tym zrobić, ale to jest niewykonalne.
Na pewno nie robie wszystkiego dobrze. Słabym punktem są wieczory, kiedy staram się cały stres "zajeść" - nie zawsze, ale na pewno zdarza się to za często. A źródłem stresu jest mój wygląd. Nie umiem uwolnić się od tego stresu. Jest ze mną 24 godziny na dobę i nie mogę tak po prostu przestać się z nim konfrontować. Luźne ubrania dają radę, ale nawet ubieranie się i rozbieranie każe patrzeć mi na swoje wszystkie mankamenty. Na to wielkie ciało, które cały czas muszę nosić.
Jakbym była uwięziona w ciele, którego nie chce.