Chciałam napisać coś. Dorosnąć muszę. To prawda.
1.Bez pszenicy żyje się "energetycznie". Mam na myśli to, że nie musze pić kawy, żeby przetrwać; że jestem bardziej skupiona i skoncentrowana kiedy się uczę i siedzę na zajęciach. Jak dzień jest "leniwy", czyli wychodze jedynie na siłownie a potem uczę się i siedzę na dupie przy tych wszystkich notatkach, to mam problem z zaśnięciem. To tak, jakby organizm się za mało zmęczył w trakcie dnia i nie potrzebował snu.
2.Kolejny pozytyw to taki, że nie rzucam się na jedzenie, kiedy jestem głodna. Wyczekam moment, kiedy będe mogła spokojnie celebrować posiłek.
3. Po posiłkach paleo czuje długo sytość. Wcale nie musze odliczać godzin do kolejnego posiłku, tylko zwyczajnie jest moment burczenia i wtedy szamię.
4. Jem węgle na wieczór (jaglankę albo grykę, albo owocki) - to miłe uczucie móc zjeść na kolację to na co się ma ochotę, a nie tylko białko i warzywa.
5. Jem mniej mięsa niż do tej pory. Spora ilość warzyw na talerzu rekompensuje mi wszystko.
Takie moje spostrzeżenia.
Nie chce już pisać tu negatywów. Opisywać swoich słabości. I kręcić się wokół tego co mi nie wyszło i co jest dla mnie udręką. W końcu to w niczym nie pomaga. A nawet utrudnia ! Użalanie się nad sobą jest najgłupszą rzeczą jaką człowiek może robić w chwili słabości. Wszyscy je mamy i będziemy mieć. Trzeba umieć z tym żyć i dalej iść wyznaczoną ścieżką.