Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem osobą, która ma więcej zainteresowań niż czasu na ich realizowanie i nie może się zdecydować na wybranie jednej aktywności - więc robię wszystkiego po trochę :) Zawodowo programuję - bardzo to lubię, kiedy tylko mam czas odwiedzam konferencje i spotkania programistów. Uprawia
m
całą masę sportów, wszystkie amatorsko i z przerwami, od jazdy na snowboardzie, łyżwach i rolkach, przez pole dance, capoeirę, akrobatykę, aż po łucznictwo. Bardzo lubię podróże - zwiedziłam już większość europy. Uwielbiam też wymyślone światy, więc podróżuję w wyobraźni również po różnych fantastycznych miejscach. Bardzo lubię jeździć na motocyklu, chociaż niedawno zaczęłam i na razie mam popierdółkę 125cc i znajomi motocykliści się ze mnie śmieją ;) Lubię zwierzaki, mam 2 koty i czasem pomagam przyjaciółce w hotelu dla zwierząt, taki awaryjny petsitter ;)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1708
Komentarzy: 4
Założony: 16 lutego 2017
Ostatni wpis: 6 marca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Dont-worry

kobieta, 34 lat, Kraków

164 cm, 61.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

6 marca 2017 , Komentarze (4)

Cześć wszystkim!

Nie jestem przyzwyczajona do prowadzenia dziennika ale chciałabym spróbować :)

Niedawno brałam udział w sesji zdjęciowej organizowanej przez Vitalię, następna sesja zbliża się wielkimi krokami i wiecie co mnie zdziwiło: niewiele osób chce brać udział w takich rzeczach... Dlaczego?

Z mojej perspektywy to wygląda tak: świetnie się bawiłam, dostałam porady dotyczące stylizacji i makijażu - i to na co dzień i na imprezy, mam trochę fajnych zdjęć, coś tam wpadło i cały dzień grupa ludzi mówiła mi, że super wyglądam :D Ogólnie to zachęcam ;)

Faktem jest, że po tej sesji byłam umówiona ze znajomymi na imprezę i jak do nich przyjechałam, to po drugim piwie już spałam na kanapie, bo tak mnie zmęczyło przebieranie i emocje (ja sie wszystkim bardzo emocjonuję) ale było warto!

No ale ok, żeby nie było, że mnie ktoś wynajął do marketingu (chociaż w sumie ta sesja to akcja marketingowa ale nieważne).

W związku z dietą: oddałam krew w piąteczek i w sobotę rano ważyłam pół kilo mniej (55,3), a w niedzielę byłam u rodziców na obiedzie i dziś rano poszło w górę (57), aż się wystraszyłam (ale tylko trochę, bo w sumie to ważę się codziennie i waga mi się właśnie tak waha między 55 a 57).

Oczywiście po oddaniu krwi poszły od razu 2 czekolady, mleko, cukier, podwójny obiad, 2l soku pomarańczowego i ogólnie wszystko, co mi wpadło w ręce. Uh... dramat, nie lubię się tak obżerać, a tyle cukru to już strasznie ciężko przełknąć. Najgorsza jest kawa z mlekiem i cukrem - bleeee (uznaję tylko czarną). Tylko, że nienajlepiej znoszę oddawanie krwi i ten cały cukier w kosmicznych ilościach jakoś utrzymuje mnie na nogach przez dzień, a i tak wchodzenie po schodach jest wyzwaniem. Dodatkowo boję się igieł, więc siedzę tam zawsze z zamkniętymi oczami dopóki Pani nie powie mi, że już po.

Ale wiecie co? I tak lubię oddawać krew. Tak sobie wtedy myślę, że może uratowałam komuś życie, że to robi różnicę, że dzięki temu mojemu małemu poświęceniu świat jest o pół litra lepszym miejscem. Może nawet przez to, że fizycznie jest to dla mnie nieprzyjemne, to sama we własnych oczach rosnę jeszcze bardziej. JESTEM BOHATEREM ;)

Też oddajecie krew? Jak sobie radzicie ze zjazdem po? Czy nie macie takiego zjazdu? Ja zazwyczaj oddaję z kolegami i oni w ogóle nie czują różnicy, ale może u kobiet jest inaczej? Albo to ja jestem mięczak ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.