Cześć Chudzinki.Czytam Was i jestem pod wrażeniem jakie jesteście zmotywowane, kg spadają, żadnych grzeszków. Ja też postanowiłam nie poddać się zachciankom i odstawiłam słodycze, nie myślę o nich, nie kupuję z przekonaniem że teraz już mogę sobie pozwolić.
Zrobiłam rachunek sumienia. Niestety opuściłam się troszkę przez ostatni czas, szczególnie zaczęłam sobie pozwalać na alkohol. W zeszłym roku jak zaczynałam dietę, to zero % przez 6m-cy, po roku utrzymywania wagi, zaczęłam sobie pozwalać na winko co tydzień i to nie jedną lampkę, tylko 2, 3 całą butelkę nawet- tak było do lutego. Szybko zauważyłam, że to nie tędy droga i zniszczę swoje 30 kg, a to by była porażka na całej linii. Odstawiłam alkohol. Drugi problem miałam ze słodyczami, podobnie jak z alkoholem, za często, za dużo, jakieś wymówki, przyzwolenia. Niestety jestem słodyczoholikiem po odwyku. To nie fast foody i tłuste żarcie doprowadziło mnie do otyłości tylko właśnie słodycze. Potrzebowałam prawie półtora roku aby to, do mnie w końcu dotarło, dietę przez którą nie raz łzy ciekły po policzkach- bo "ja nie mogę, a inni mogą, ja muszę trzymać się jadłospisu i treningów", pot, zmęczenie, kilometry przepływane na basenie, pieniądze na wizyty u dietetyka, jadłospisy, ważenie żarcia- jak to sobie przypomnę to aż dziwię się sobie, że to dałam radę. Dlatego też, spinam pośladki, wyrzuciłam słodycze z głowy, nie ma ich dla mnie-nie w takich ilościach jak pojawiały się ostatnio, szkodzą mi - trudno, nie chcę być znowu gruba. Ćwiczę tę Chodakowską- moje ciało się rzeźbi. Waga wzrosła- nie dziwi mnie to po tych winach i słodyczach, ale też od lutego ćwiczę 4x w tygodniu więc pewnie to też mięśnie ( w tym miejscu się pocieszam)- sprawdzę u dietetyczki w czerwcu. Obcy ludzie, których znam zwidzenia tylko mówią,że ładnie wyglądam, że dużo schudłam, jestem młodsza, nawet mnie nie poznają z dalszej i bliższej rodziny...tak było na pogrzebie babci przed Wielkanocą. Wiem, że muszę dbać o siebie, wiem,że już nigdy nie będzie tak jak "przed" teraz może być tylko lepiej, ale też nie chcę dać się zwariować, jem zdrowo, ruszam się, odstawiam to, co mi szkodzi. A teraz trochę prywaty....mój M oświadczył mi się w święta:))) jestem baardzo szczęśliwa, w przyszłym roku wychodzę za mąż.....żyć nie umierać...
Anula.lula
13 maja 2015, 08:49Znam ten ból ze słodyczami....niestety też je kocham, ale zaczynam sobie radzić, już ponad dwa tyg. nie jem, mimo że mąż kupuje moje ulubione (też jego oreo itp.) i z dzieckiem wcinają :( ale postanowiłam być twarda i dać radę- zeszłym razem pozwalałam sobie na ciastko do kawy- najpierw tylko jedno...a potem "a co się stanie jak zjem dwa?" itd. aż jadłam tylko słodycze- nawet tabliczkę czekolady w ciągu dnia. Dasz radę!