W mojej głowie i gdzieś w środku się tyle pozmieniało przez ostatnie 12 dni. Stanełam ze sobą twarzą w twarz, oko w oko ze swoim odbiciem. Spojrzałam na siebie z dystansu, ze spokojem jak bym nie była sobą tylko obcą osobą. Potrzebowałam do tego 12 dni w domu.. w mieście w którym nie było nikogo... każdy wyjechał a ja spędzałam dni głównie sama ze sobą. Wyjechałam z wielkiego sajgonu życiowego, jednego wielkiego bałaganu. Gdzie kalendarz mówił mi kiedy i gdzie i za ile mam gdzies być, gdzie dzień zaczynałam o 5 a kończyłam po 2 w nocy. Gdzie kawa była moim paliwem. A były momenty że już jechałam na rezerwie i mówiłam powoli STOP.
Jadąc do domu myślałam, kiedy ja tu wrócę (oby jak najszybciej), tyle będzie zaległości, tyle telefonów, co to za święta.. a po się uzbiera tyle meili i smsów.. taki będzie jeszcze gorszy bałagan. Po kilku dniach powiedzialam dość.. wyłączyłam "telefon służbowy", zapomniałam o skrzynce meilowej.. włączyłam ulubioną płytę, potem tv. Luzowałam.. otwierałam nieświadomie oczy na swoje życie, na siebie..
Krok drugi.. lustro. Mama nakleiła w łazience na płytkach lusterka takie małe kwadratowe.. na wprost drzwi (ot gdzieś w gazecie przeczytała i jej się spodobało). Najpierw mnie to denerwowało, że ciągle muszę się widzieć (mamy już w małej łazience 2mx2m teraz lustra z 3 stron także widzi się człowiek z przodu, tyłu i boku). Ale którego wieczoru zaczełam się sobie przyglądać.. ot tak całej sobie pokolei kawałek po kawałku i wiecie.. dotarło do mnie ze jestem tak cholernie daleka od ideału. Od swojego ideału. Ze coraz młodsza nie będę, ze twarz się zmienia, widać mini zmarszczki, a ciało błaga o litość.Nie wiedziałam co mam z tym zrobić.. plakać? nawet nie miałam siły.. tylko stałam i się patrzyłam.
A reszta, przyszła nawet sama nie wiem kiedy. W każdym razie od kilku dni odczuwam niechęć do tego. Uważam, że chyba zrobiłam błąd. Wielki błąd. Ze nie potrzebnie w to wszystkie brnę, że straciłam 3 lata. i tracę kolejne dwa. Robię błędy.. podejmuje złe decyzje.. boję się dorosnąć. Do takich doszłam wniosków. Ze to wszystko co robię to strach. Strach przed nieznanym, przed dorosłością.
Ale chce teraz skoczyć, normalnie w jakiejś mega wysokiej skały, na główkę, wprost do wodospadu.. zaryzykować. Spakować walizki i uciec. Wrócić do swoich dawnych planów. Ale włacza sie rozsądek który mi mówi - STOP. masz zobowiązania, nie rób nic pochopnie. A drugi "głos" - ŻYJ! Moje priorytety w ciągu 12 dni zmieniły się z doktoratu na powrót do pierwszego zawodu, z Lublina - na Warszawę, z siebie tej (zabieganej, zalatanej, nie majacej czasu i możliwości, bo ciągle odgórne zakazy, malować paznokci) na siebie tamtą (zawsze uczesana, umalowana, z pięknymi paznokciami itd.). To zwrot o 180 stopni!!!
Dziś pakując się myślalam, ze wszytsko i wszystkich rozstrzelam na poczatku zacznę od siebie.. wszystko szło nie tak.. walizka zapiąć się nie chciała, bus się spóźnił itd. A jak wrocilam do LBN usiadlam i bez siły w sobie zapytalam się siebie w duchu "no i co ty robisz? po co?"
Dni sama ze sobą, gazety, tv, ten totalny luz dały mi do myślenia. Wszystko składało się w całość - myśl. Wróciłam do przeszłości, do jakiegoś dziwnego szkolenia w pracy i pytania "wyobraz sobie siebie za 5 lat, jak siebie widzisz?" Zamknełam oczy i widziałam siebie.. tą sama co wtedy.. co te X lata temu.. osobę zupełnie inna niż udaje, że chce być. Osobę, która nie ma nic wspólnego z tym co robię. I nie wiem co mam z tym zrobić, naprawdę nie wiem. Nie mam z kim porozmawiać. Na moje "rzucam studia" słyszę odpowiedź - "zastanów się, zostalo 1.5 roku", na moje "wracam do warszawy" - a studia? a inne rzeczy?, to po co wybrałaś LBN 3 mc temu?, na moje "a moze wroce do pierwszego zawodu" - to po co ci bylo to drugie? Osoby z Warszawy mówią, "kiedy ty wreszcie wrócisz do warszawy?" "ile jeszcze tylko ten Lublin i Lublin?". A tak naprawdę to ja sama już nie wiem co robić. Wiem tylko, że uważam teraz, że robię chyba źle.
Co o tym sądzicie? Co mi radzicie? Nie mówię tu o poradach wybierz to czy tamto. Tylko bardziej o możliwościach poradzenia sobie z tym problemem. Znacie jakiś sposób? Czy mogę się kierować odczuciami totalna zmiana w 12 dni??
ksara572
5 stycznia 2014, 20:10http://www.youtube.com/watch?v=r5yaoMjaAmE Myśle że żadna z nas nie wzięłaby nawet takiej odpowiedzialności na siebie, żeby podejmować decyzje za Ciebie. Sama piszesz że nie jesteś teraz w najlepszej kondycji. Powinnaś odpocząć, zrobić dla siebie coś miłego, coś co sprawia Ci przyjemność. Jestem przekonana o tym, że jesteś cudownym człowiekiem. Ale właśnie, tylko człowiekiem. Mamy prawo do tego żeby błądzić. Nikt z nas nie wie do czego doprowadzą nas nasze decyzje. Nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego. Dlatego daj sobie czas i troszkę odpoczynku. Tak żebyś mogła zdecydować co będzie dla Ciebie najlepsze, bez żadnej presji. Pamiętaj, że żadna decyzja nie jest prosta. Zrób tak jak będziesz czuła, to co dla Ciebie jest najlepsze. Nie dla innych. I nie zastanawiaj się "co by było gdyby". Tak na prawdę to wiesz czego chcesz. Tylko troszkę się pogubiłaś. Odpocznij i będzie dobrze.
aglex25
3 stycznia 2014, 14:39Jeśli nie lubisz tego co robisz to po co się męczyć? I to nie jest tak, że myśl o powrocie do infy pojawiła się nagle, już wcześniej to czułaś, teraz to się stało po prostu klarowne. Jesteś młodziutka (nie wmawiaj sobie inaczej). Jeśli nie chcesz całkowicie przekreślić studiów weź dziekankę.
vitafit1985
3 stycznia 2014, 09:06Jeśli w tej infie zła nie jesteś, to bym wróciła do tego. Co Ci da doktorat? Nic. Lepiej zacząć doświadczenie zawodowe gromadzić;-)
Angela104
3 stycznia 2014, 01:42Ja na Twoim miejscu nie rezygnowałabym ze studiów , możesz się tym kierować ale skąd masz pewność że za kolejne 12 dni Ci się nie odwidzi ? Zastanów się poważnie nad tym, może porozmawiaj z kimś ...