Zostało 9 dni do treningu na rurze :)))
Czyli cała godzina w kusych ciuszkach przed lustrem :)
łydka ściskana rurką, etc.
To również 9 dni mojego wyzwania i dosyć ciężki weekend, bo mam pracę na zlecenia po pracy :))) Ale dam radę.
Wczoraj lekką załamkę zaliczyłam. Zaczełam jeść jakieś płatki owsiane, żęby rozładować napięcie.
próbowałam zanalizować skąd to napięcie się wzięło i uznałam, że:
1) Produkuję sobie napinkę, że założyłam sobie zbyt trudny cel (często tak robiłam, np przy magisterce_ zbyt ambitny temat, a potem poczucie obezwładnienia, albo raczej to obezwładnienie najpierw, a potem poczucie , że jestem do niczego, że dla mnie za trudne!)
2) odwlekam to co i tak nieuniknione i przez to produkuję w sobie jeszcze większy stresior; wczoraj zamiast sprwdzić filmi pobiegać, najpier pochłonęłam górę jedzenia, a potem zafundowałam mojemu Panu namiętny zryw. ( aż głupio przyznawać się przed samą sobą, że to z wynikło z prokrastynacji!!!)
3) obawa, że nie dam rady finansowo. A tak naprawdę mam kilka wyjść, tylko rzeczywiście muszę się trochę ogarnąć. Za dużo wydaję na jedzenie.... świeże warzywa są mega drogie... mięcho też dosyć. Może lepiej jeść wiecej kaszy....ryżu...
4) sabotuje ogólnie swoje założenia.... nie wiem o co cho....
czyżby,m nie była gotowa na zmianę????
A może trzeba to przejść, jak falę dreszczy przy chorobie....