Dwa tygodnie minęły, do końca jeszcze dwa. Nadal trzymam się planu, aż sama nie mogę uwierzyć... Zazwyczaj, kiedy brałam się za dietę, miałam napady głodu i żalu. Zawsze nadarzała się jakaś okazja typu "ostatni" - pamiętacie z "Dnia świra"? Uwielbiam tę scenę, jakże prawdziwą...A teraz jakoś spokój. Nie to, że nie zamarzy mi się czasem wuzetka albo inne orzeszki, ale widząc efekty, żal byłoby mi je zaprzepaścić. Więc trwam. Czego i Wam życzę.
Miłego dnia!
gilda1969
6 sierpnia 2013, 09:04Trwaj w postanowieniu, bo większa to satysfakcja niż krem wuzetkowy w ustach:) Ten trwa tylko chwilkę, sama wiesz:)
nagietkadietka
5 sierpnia 2013, 18:17u mnie teraz az dwa grille w weekend i udało sie nad tym zapanować :)) a też walcze i szkoda byloby zmarnować to co przez ostatni tydzień osiągnełam . Pozdrawiam