Dziś w ramach słabego nastroju porannego wsiadłam na rower i, chociaż wcześniej sprawdziłam trasę do Ogrodu Botanicznego w Powsinie, wyruszyłam z ostrożnym zamiarem przejażdżki "dopóki dam radę". No i dałam radę aż do Powsina i z powrotem. Około 30 kilometrów. Plus godzinny spacer po samym ogrodzie! Jestem z siebie dumna i czekam na oklaski, zwłaszcza, że nie skusiłam się na żadne słodkie wzmacniacze, które pachniały ze wszystkich straganów!
Do domu wróciłam ledwo żywa, kochane dziecko wniosło rower na górę, w nagrodę dostało truskawki. Całkiem niezłe jak na maj:)
Poranny smuteczek zniknął już po pierwszym kilometrze. A brzuszek rozkosznie się spłaszcza.
czerwonaporzeczka
3 maja 2010, 10:35Gratuluję samozaparcia, mi czasem ciężko jest się zabrać do roboty, ale widzę dzięki Tobie, że jak się odniesie sukces to uczucie zadowolenia jest bezcenne :)
hitu1212
2 maja 2010, 23:24....dałaś sobie dzisiaj wycisk....nieźle Ci poszło ....tyle kilometrów....naprawdę super....powodzonka....
paulina65
2 maja 2010, 19:41a ja wciąż zastanawiam sie czy ruszyć 4 litery i pobiec w stronę Zegrza...eh motywacjo słodka ;-)