Jestem załamana, waga ani drgnie. Zmierzyłam się i czekam aż minie kolejny tydzień aby powtórzyć pomiar.
Dzisiaj dzień zaczęłam od bułki grahamki z twarogiem z rzodkiewką i szczypiorkiem, a o godzinie 11:15 zjadłam twarożek z miodem, malinami i jagodami.
Kolejna stacja ok 14:30, już przygotowany jogurt naturalny z pestkami dyni, słonecznika i cząstkami kiwi oraz pieczywo chrupkie z dżemem.
Więc tak mniej więcej wyglądają moje posiłki. Pójście do dietetyka było bardzo dobrym pomysłem. Teraz tylko zdyscyplinować się i ruszyć tyłek na siłownie czy fitnessy. Tylko kiedy? Sesja przede mną oraz pisanie licencjatu a ja zamiast siedzieć w książkach to siedzę w kuchni i przygotowuje posiłki.
Wytrwam ten miesiąc ale nie schudnę 6 kg jak zakładała dietetyczka. Nie ma szans. Pewnie będę robiła kolejne badania... czas pokaże.
Plusem tej diety jest to, że nie chodzę głodna, jest dużo ,,słodkich" rzeczy (np. twaróg z owocami, lub koktajl bananowy) więc na słodycze parcia nie mam. Jak już przeminie 30 dzień mojej diety to wybieram się z Karoliną na jakiś dobry makaron!
No i muszę odstawić wino, które ostatnio tak lubię ;)