Juz rano obudziłam się mocno nie w sosie.. Ciągle mi coś nie pasowało, brak mleka do kawy doprowadził mnie do furii.. Brak mleka do kawy to sytuacja, która zawsze tak na mnie działa, ale nie czynię zamachu na drzwi lodówki raczej.. Przyszedł czas ćwiczeń, do których zmusiłam się dopiero jak przyjrzałam się sobie w lustrze... Skakanka.. plącze się zaczepia.. po 5 minutach poszła w kąt, ćwiczenia na ramiona doprowadziły mnie niemal do płaczu, bo złości mnie, że obciązenie 0,5 kg to wciąż za wiele, żeby wytrzymać kilka minut bez robienia sporych przerw. Stepper... zapomniałam dziada nasmarować.. skrzypi, przeskakuje coś tam, dzieci ciągle coś chcą, albo płaczą, albo kombinują coś niezgodnego z prawem, a ja ze wszystkich sił staram się utrzymać tętno w okolicy 155, a ten mały #$%^^ wciąż piszczy, że za nisko, choć nogi palą żywym ogniem..wciąż słyszę "mamoooo, a wiesz co...", "mamooo, chce mi się...", "mamoooo....... MAAAAMOOOOO!".. Po prostu tego nie wytrzymałam. W sumie ćwiczyłam 32 minuty, razem z rozgrzewką i ramionami... beznadzieja. W ogóle mogłam nie zaczynać, oszczędziła bym sobie nerwów i rozgoryczenia... Nie wiem w sumie co się dzieje...
Dzień na minus.
A jutro... pomiary :|
mafre
26 lutego 2014, 20:49ajajaj, miałaś kiepski dzień.. jutro będzie lepiej :)