Szarpię się ze soba żeby tylko nie ruszyc niczego kalorycznego! Złośliwość losu znowu daje mi w kość! wszędzie do okoła mnie jest pełno smakowitości ... <szaleństwo> Dzisiaj idąc ze sklepu z moim, zauważyłam coś strasznego! wyjął on batonika z siateczki i zaczął jeść a ja? a ja zaczęłam się duśić! jakby ktoś mnie za gardło trzymał, nie mogłam przełknąć śliny.... i stwierdzam... jestem uzależniona od słodyczy a to jest moj odwyk. Pierwszy etap odwyku - potrafić przyznać sie do słabości - przyznaje drugi etap - odstawić narkotyk - to bedzie trudniejsze - ale wykonalne!....
Nie wiem co myśleć o moim jedzeniu - Dzień I - 2 kromki razowego chleba z pastą z makreli, 500ml kefiru, garść kapusty kiszonej z marchewką, brzoskwiniowa activia z ziarnami i woda. Dzień II - 3 x owsianka z mlekiem 3,5 % , 1,5 l wody, dwa paluszki z kurczaka bez panierki, duże jabłko . wydaje mi się to mało ale już nie mam czasu liczyc kalorii.
Muszę iść spać bo czeka mnie weekend w pracy :$ jestem już wykończona psychicznie i fizycznie... od 2 dni nie ćwiczyłam... muszę sie ogarnąć!!
Miłego i nie tłustego weekendu :*
Hiddenly
25 lutego 2012, 18:02też mam wrażenie ze jestem uzależniona od słodyczy... te 40 dni pokażą czy udało nam się wygrać z nałogiem ;) trzymaj się dzielnie ;)
truskawa1983
25 lutego 2012, 16:47Kochana, ja zawsze w poscie odmowaialm sobie kawy i slodyczy. To jest ogromna walka, wy3mac taki okres czasu ale za to gigantyczna , nie do opisania przyjemnosc kiedy to w swieta siedzisz sobie z jakims pysznym ciastem i kubkiem kawy :)))
pauvrette
25 lutego 2012, 10:53Walka ze swoimi słabościami (czytaj słodyczami) będzie trudna, na pewno, ale dasz radę. Pamiętam jak na początku nie mogłam pójść do cioci na kawę bo od razu wiedziałam, że się nie powstrzymam od słodkości, albo u babci.. Teraz jest inaczej, człowiek potrafi przywyknąć, odzwyczaić się, wyćwiczyć psychikę. Aktualnie nie mam problemu by odmówić sobie słodyczy gdy gdzieś jestem, czasem mam kryzys jak jestem sama w domu a pod ręką pełno pyszności, ale to coraz rzadziej. Wczoraj przykładowo współlokator przyniósł mi batona. A ja co zrobiłam? ukradkiem schowałam do szafeczki żeby mu nie było przykro i gdy przyszedł Bartek to mu dałam z uśmiechem na twarzy. Dawniej to by było nie do pomyślenia. A tak to i on szczęśliwy i ja :) Jeśli chodzi Twoje jedzenie, zaraz Ci zliczę mniej więcej bo wiadomo, że nie widziałam jakie to były ilości, ale tak orientacyjnie uśrednię: 230 kcal + 300 kcal + 20 kcal + 110 kcal = 660 kcal - zdecydowanie kochana za mało, conajmniej 1000 bo tak zwolni metabolizm, że potem będzie cholernie ciężko go doprowadzić do porządku. Dzień 2: owsianka.. ciężko stwierdzić bo nie podałaś ilości, ale liczmy, że 3x 300 kcal (bo mleko 3,2% ma jednak dość sporo kcal 60 kcal/100 ml bodajże a łyżka płatków owsianych ma 20 kcal więc policz sobie dokładnie jeśli chcesz) + 150 kcal + 100 kcal = 1150 kcal mniej więcej. Tutaj znowu jeśli bym się miała przyczepić czegoś to tego, że zbyt monotonnie było niestety, Też przez to przechodziłam, jadłam automatycznie... No i nie ma warzyw... A one są konieczne, naprawdę, żebyś się dobrze czuła... Przepraszam, że tak się czepiam, ale to dla Twojego dobra, może akurat uda Ci się uniknąć błędów, przez które ja sporo nerwów straciłam. W razie czego, pisz :*:*:*:*