czyli o dlugim tygodniu i mezczyznach
1. Poniedzialek po haslem: jesli myslisz ze cos jest w porzadku to na pewno jest zle. Jesli dzialasz wedlug procedur na pewno wynik nie bedzie taki jak napisano. Wpadka gonila wpadke, wszystko i wszystko zamotane gorzej niz klebki welny po kociach zabawach. Bylo, minelo, wiekszosc udalo sie poodkrecac, czesc zalagodzic. Plus taki ze moj szef jest naprawde taka oaza spokoju na jaka wygladal :)
2. Wtorek: Pan H (tak go nazwe dla ulatwienia) przestal komplementowac mnie po hiszpansku i przerzucil sie na angielski. Calkiem rozsadnie zwazywszy ze hiszpanskiego nie znam, chociaz w dalszym ciagu niezrozumiale to dla mnie skoro mowic moze po polsku (jest Polakiem :)
Scenka druga:
Kolega: - Musimy sie umowic!
Ja unoszac pytajaco brwi: - Taaak?!
K lekko speszony: - Na szkolenie!
Ja smiejac sie: - Taaak?! [tu zaznacze ze on ma sie nijak do mnie, inne piony, inni przelozeni, jedyne co wspolne to firma ktora nam placi]
K: Co robisz jutro?
Ja: Pracuje :DDDD
Scenka trzecia:
Klient zmierzajac do wyjscia zaliczyl slup. Ups. Mama nie mowila 'patrz gdzie idziesz'? :D
3. Sroda: przywiezli nam trzy ogromne kartony ciastek (jedne z galaretkami), wielki worek fantazji i nie mniejszy mieszanki krakowskiej (!), do tej pory zastanawiam sie jaki udzial miala w tym moja uwaga dzien wczesniej ze miewam slabosc do galaretki w czekoladzie (hehhh :)
Pan H. znowu nas odwiedzil. Otwarcie przyznal ze wraca tylko z powodu moich oczu. Cytowal mi fragmenty wierszy (oczywiscie w jezykach obcych :)
4. Czwartek: kawa i tort z Magdalena (czyli nasza mag1313), bardzo cieplutka i przesympatyczna osoba i bardzo sie ciesze ze sie poznalysmy. A poniewaz bywac jej sie zdarza w 3miescie wiec juz sie ciesze ze beda kolejne rozmowy przy malej czarnej :)))
5. Piatek: Kolejny zamotany facet na moim sumieniu.
Dla odmiany zamotala sie dzis rowniez babka, potem mnie specjalnie odszukala zeby mi powiedziec ze jest wiedzma i ze bede miala szczescie bo ona sie na tym zna. Ha! No to czekam... niecierpliwie dodam :)
W tym miejscu powinno byc jeszcze o D. ale podejrzewam ze o nim bedzie jeszcze okazja napisac.
Diety (w sensie zdrowego racjonalnego odzywiania sie) brak.
Cwiczen brak.
Udaje ze nie widze ani ciastek, ani galaretek i ze w ogole mnie nie rusza ze one tam sa. Twarda jestem.
Na poniedzialek silne postanowienie trzymania dzioba na klodke - czeka nas podobno 'niespodziewana' wizyta samej gory, a ja mam tendencje do wyrzucania z siebie fontanny pomyslow. No ale to poniedzialek. Na razie weekend!
1. Poniedzialek po haslem: jesli myslisz ze cos jest w porzadku to na pewno jest zle. Jesli dzialasz wedlug procedur na pewno wynik nie bedzie taki jak napisano. Wpadka gonila wpadke, wszystko i wszystko zamotane gorzej niz klebki welny po kociach zabawach. Bylo, minelo, wiekszosc udalo sie poodkrecac, czesc zalagodzic. Plus taki ze moj szef jest naprawde taka oaza spokoju na jaka wygladal :)
2. Wtorek: Pan H (tak go nazwe dla ulatwienia) przestal komplementowac mnie po hiszpansku i przerzucil sie na angielski. Calkiem rozsadnie zwazywszy ze hiszpanskiego nie znam, chociaz w dalszym ciagu niezrozumiale to dla mnie skoro mowic moze po polsku (jest Polakiem :)
Scenka druga:
Kolega: - Musimy sie umowic!
Ja unoszac pytajaco brwi: - Taaak?!
K lekko speszony: - Na szkolenie!
Ja smiejac sie: - Taaak?! [tu zaznacze ze on ma sie nijak do mnie, inne piony, inni przelozeni, jedyne co wspolne to firma ktora nam placi]
K: Co robisz jutro?
Ja: Pracuje :DDDD
Scenka trzecia:
Klient zmierzajac do wyjscia zaliczyl slup. Ups. Mama nie mowila 'patrz gdzie idziesz'? :D
3. Sroda: przywiezli nam trzy ogromne kartony ciastek (jedne z galaretkami), wielki worek fantazji i nie mniejszy mieszanki krakowskiej (!), do tej pory zastanawiam sie jaki udzial miala w tym moja uwaga dzien wczesniej ze miewam slabosc do galaretki w czekoladzie (hehhh :)
Pan H. znowu nas odwiedzil. Otwarcie przyznal ze wraca tylko z powodu moich oczu. Cytowal mi fragmenty wierszy (oczywiscie w jezykach obcych :)
4. Czwartek: kawa i tort z Magdalena (czyli nasza mag1313), bardzo cieplutka i przesympatyczna osoba i bardzo sie ciesze ze sie poznalysmy. A poniewaz bywac jej sie zdarza w 3miescie wiec juz sie ciesze ze beda kolejne rozmowy przy malej czarnej :)))
5. Piatek: Kolejny zamotany facet na moim sumieniu.
Dla odmiany zamotala sie dzis rowniez babka, potem mnie specjalnie odszukala zeby mi powiedziec ze jest wiedzma i ze bede miala szczescie bo ona sie na tym zna. Ha! No to czekam... niecierpliwie dodam :)
W tym miejscu powinno byc jeszcze o D. ale podejrzewam ze o nim bedzie jeszcze okazja napisac.
Diety (w sensie zdrowego racjonalnego odzywiania sie) brak.
Cwiczen brak.
Udaje ze nie widze ani ciastek, ani galaretek i ze w ogole mnie nie rusza ze one tam sa. Twarda jestem.
Na poniedzialek silne postanowienie trzymania dzioba na klodke - czeka nas podobno 'niespodziewana' wizyta samej gory, a ja mam tendencje do wyrzucania z siebie fontanny pomyslow. No ale to poniedzialek. Na razie weekend!
magdaln
30 sierpnia 2008, 12:33BArdzo. I widze ze twardo trzymasz swoje postanowienie. U mnie tak raz w gore raz w dol.Generalnie mysle ze troche jestem bardziej umiesniona a miesnie tez waza. W zeszlym roku jesienia prawie dobilam do mety ale potem przyszla zima a wraz znia kg.Mysle ze TY teraz to juz musisz byc bardzo chudziutka i drobniutja przy takim wzroscie. Uwazaj na siebie!! Zdrowie jest wazniejsze niz wymazona waga.Pozdrawiam
gudelowa
30 sierpnia 2008, 11:00miłego weekendu :) może w Gdańśku nie pada deszcze?? ;) pozdrawiam ig
ToJaMajka
30 sierpnia 2008, 10:26się u Ciebie tak nie podoba jak Twoja waga!!!
mag1313
30 sierpnia 2008, 00:20że z bardzo daleka wypatrzyłam te Twoje duże, błękitne oczęta. ;) Czyli coś w tym jest. ;) Pozdrawiam cieplutko. Cieszę się, że tak pozytywnie mnie odebrałaś. :)
Muslik
29 sierpnia 2008, 23:56Normalnie jak wciągająca książka. Bęe częściej zaglądać :)