Pogoda dopisala, bylo cicho, sucho, bezwietrznie - slowem nader przyzwoicie jak na te okolicznosci przyrody.
Towarzystwo przednie. Jedzenie wysmienite. Niestety (a moze stety) przekonalam sie ze moj zoladek jest chyba w zaniku. Kilka lyzek salatek (z kazdej doslownie po jednej), ze dwa kawalki (nieduze i zjedzone na pol z siostrzencem) domowego ciasta i... najzwyczajnej mnie zemdlilo. Pewnie dlatego ze jedyny cukier jaki dostarczalam organizmowi w przeciagu ostatnich dwoch miesiecy pochodzil wylacznie z warzyw i z owocow (w proporcjach 5:1)
otulona
18 sierpnia 2008, 02:27jest dobrze - będzie lepiej:)) Codziennie zjedz 5x po łyżce sałatki przez kilka dni. Próbuj! Albo 5x zupę pomidorową, bo jak jej nie zjesz w dwa dni, to znienawidzisz do końca życia....Już lepiej wylej. A potem ugotuj rosołek rybny, albo cos pożywnego. Polak głodny to zły, więc co się dziwisz:)) Jestem z Tobą, to niemożliwe, żeby życiowy grad wytłukł całą inteligentną populację babek!!!! Ściskam.
Desperatka75
18 sierpnia 2008, 00:05wreszcie humorek się poprawił? Buziaczki i miłego tygodnia!!!!!!!!!!!!
WooHoo
17 sierpnia 2008, 21:50jestem jestem Kochana, przeczytałam Twój ostatni wpis :* Daj sobie czas, 10 minut na rowerku to sukces, nie wymagaj od siebie więcej niż możesz dać. O dziwo 10 minut jazdy (z tętnem powyżej 90 uderzeń) w zupełności wystarczy żeby być zdrowym. A o to przecież nam chodzi, żeby być zdrowym... Pomalutku, notuj sukcesy, odhaczaj wszystkie rzeczy, które udało Ci się zrobić. Martwi mnie to, jak reagujesz na jedzenie. Co do Twojej Melancholii, smutek zawsze podszyty jest jakąs historią... Jeśli masz ochotę podzielić go na pół - napisz - afireme@wp.pl Mocno Cię przytulam i jestem tu dla Ciebie :* :*