Hej
Ostatnio napisałam o tym jak przeżyłam lekki szok oglądając swoje zdjęcie z czasów liceum i jedna z was zapytała jak do tego doszło, że tyle przytyłam.
Patrzyłam na to pytanie i sama zaczęłam się nad tym zastanawiać i postanowiłam to opisać aby czarno na białym zobaczyć swoje błędy, gdy to wszystko przemyślałam poczułam się silniejsza ale może od początku.
Zawsze już jako dziecko byłam gruba raz bardziej raz mniej, moi rodzice nie wiele z tym robili, czasami jakieś drobne próby ale niestety krótkotrwałe. Nie mam im tego za złe zawsze byli zapracowani. Faktem jest, że w domu nie jadło się słodyczy codziennie zazwyczaj przy jakiejś okazji, nie było kupowania batoników i innych słodkich dupereli, z fastfoodów to znałam smak zapiekanki, która trafiała się bardzo rzadko, jak smakuje pizza dowiedziałam się w wieku dorosłym. Nie tuczyłam się na tym lecz na zwykłym domowym jedzeniu, kanapki, kotlety i inne domowe jedzenie.
Gdy skończyłam gimnazjum byłam naprawdę gruba ale nikt mi tego nie mówił, ogólnie jeśli chodzi o brak akceptacji i obrażanie mnie przez rówieśników to nie było źle no może zdarzyło się w gimnazjum parę razy ale nie dano mi odczuć, że jestem gorsza, miałam koleżanki, nie stałam z boku.
W wakacje przed liceum moja starsza siostra postanowiła się odchudzać, kupiła skakankę i płatki owsiane ale jej zapał nie trwał długo, za to mój pozostał, codziennie skakałam na skakance aż doszłam do godziny dziennie i jadłam płatki, chyba było to bardziej z nudów niż z potrzeby odchudzania, grunt, że do liceum poszłam sporo chudsza ale jednak nadal otyła, pewnie ważyłam około 100 kg może trochę mniej. W liceum również nie doznałam żadnych nieprzyjemnych sytuacji związanych z moją wagą, dogadywałam się z klasą i było ok.
Nie pamiętam dokładnie ale chyba jakoś w drugiej klasie koleżanki zaczęły coś mówić o diecie kaloriach itp ale ja nawet nie wiedziałam co to. Nie miałam dostępu do internetu i do innych źródeł. Moja mama często kupuje książki z przepisami, kiedyś kupiła książkę o diecie 1000 kcal, więc zaczęłam czytać i stosować, Jadłam głównie gotowane warzywa, jabłka, wafle ryżowe, kefir z płatkami owsianymi dużo dużo wody nawet 3 litry dziennie, potrafiłam wypić butelkę wody oglądając serial. Nie ważyłam się bo nie miałam wagi ale było widać, że chudnę. Pod koniec trzeciej klasy ważyłam 73 kg i to była moja najmniejsza waga w dorosłym życiu.
Potem była matura, w wakacje po maturze praca na same nocne zmiany więc całkowicie przestawił mi się tryb życia. Potem studia, brak czasu, wyjścia z chłopakiem i ze znajomymi. Nie tyłam z dnia na dzień to był bardzo powolny proces, nie wiedziałam wtedy czym jest efekt jojo i jak to się dla mnie skończy.
Gdy kończyłam licencjat i zaczynałam staż po wakacjach ważyłam jakieś 82-85 kg i wtedy zaczęłam się źle czuć sama ze sobą, więc zaczęłam stosować różne diety.
Była kopenhaska, totalna porażka po 10 dniach miałam takie bóle żołądka, że nie wytrzymałam, schudłam może 2-3 kg za to potem mi wróciły z nawiązką. Potem była dieta dukana, stosowałam do dnia, w którym zemdlałam a efekt i tak był marny.
Były też liczne próby obcinania kalorii, obsesję ich liczenia mam do dzisiaj nawet mam w exelu tabelkę i wszystko zapisuję.
Były też inne pomysły na schudniecie a to ocet jabłkowy, zielony jęczmień, zielona kawa, apetiblock, slimgreen trio (akurat on działał). Była też aktywność fizyczna, głównie jazda na rowerze i nw i wiele wiele innych.
Właściwie do dnia dzisiejszego cały czas coś robię ale jak widać źle skoro nie ma efektów. Ostatnie 10 kg złapałam gdy z ciężkiej pracy fizycznej przeszłam na pracę biurową.
Nie będę się usprawiedliwiać tym, że mam nadwagę przez zły metabolizm, chociaż jest zły przez moją głupotę i durne diety. Nie jest to też wina diet ale faktu, że je przerwałam i nie dokończyłam.
Wina za ten stan jest tylko i wyłącznie po mojej stronie, moje słabości i brak silnej woli mnie zdominowały. Każdy dzień jest walką samą z sobą właśnie ze swoimi słabościami, osoba z nadwagą jest jak alkoholik, tylko, że alkoholik może odstawić to co go uzależnia bo nie jest to niezbędne do życia a jedzenia niestety nie da się całkowicie odstawić. Można z tym walczyć i tylko ode mnie zależy co będzie dalej.
Napisanie tego wszystkiego przyniosło mi ulgę i pozwoliło dostrzec co robię źle. Wiem co chcę teraz zrobić, odchudzić się z głowa raz na zawsze.
To jedno pytanie pod ostatnim wpisem pomogło mi przeanalizować swoje błędy dzięki czemu mam teraz inne podejście i wierzę, że potrafię schudnąć. Trochę długi ten wpis ale dobrze mi zrobiło jego napisanie, nie cud mnie odchudzi tylko ciężka praca i zdrowy rozsądek.
Miłego dnia.