Troche mnie nie było, ale już powracam, nie poddaję się w moim odchudzaniu.
W Święta trochę sobie pofolgowałam, nawet jadłam słodycze. Gdy wróciłam, trzeba było zrzucić nadprogramowe kg. Dobiłam do 82,6 i zaczął się szał przed i posylwestrowy. Cały czas wychodziłam i imprezowałam (czasami trzeba). Później miałam problem z powrotem do diety, trwało to tak do 6 stycznia. Co prawda starałam się jeść rozsądnie, ale zupełnie niezgodnie z moją dietą...
I tu nagle we wtorek wieczorem łapie mnie wielki ból brzucha i ogólnie słabo się czuję. Złapałam jakiegos wirusa i od środy nie jestem w stanie przełknąć nic innego niż wafle ryżowe i suchy chleb, wmuszam w siebie też kasze manne i krupnik.
Dzisiaj weszłam na wagę a tam 81,8 (moja waga zawyża ^^), czyli dzięki chorobie wróciłam do wagi sprzed Świąt i imprez!
Teraz nie mogę się doczekać, aż będę w stanie normlanie jeść i wrócić na dietę :)
Morał z tej bajki: moje ciało samo chce mnie zmusić do powrotu na dietę! Fajnie :)
Cel na koniec 2014 to 62 kg na wadze. Myślę, że ma szanse się udać
MadameRose
11 stycznia 2014, 09:52Bo dieta to fajna sprawa. Nasze ciała najlepiej wiedzą czego im potrzeba ;)