I po weekendzie!
W sobotę po pracy wybraliśmy się spotkać z kolegą z Łodzi i jego znajomymi do Krakowa. Ponownie zwiedziłam to miasto i ponownie się zakochałam, ale dopiero jak zaszło słońce, za sprawą oświetleniowców budynków (to przyjaciel z Łodzi) i historyka, który nam poopowiadał o kilku bydynkach, jak Barbakan, Opera Słowackiego... spojrzałam innym okiem na wszystko, człowiek z wiekiem jednak dojrzewa. Nigdy nie byłam amatorem sztuki i kultury (no chyba, że książkę z beletrystyki i kino można tu wpisać), ale Kraków nocą powalił mnie na kolana i tyle. Taaa na początku powaliły mnie zabytki a potem....knajpki na Kazimierzu hehe, była wiśniówka, miodówka i malinówka, każda w innym miejscu, ostatnia w lokalu, gdzie wszyscy śpiewali polskiego rocka, ależ ja lubię czasami tak zaszaleć....człowiek tego potrzebuje pośród szarości dnia codziennego. Naładowałam mój akumulator (ładuję go zabawą).Oczywiście, że na codzień nie musi być szaro, ale umówmy się nieraz nuda i powtarzalność codzienna nas dobija.
Dzisiaj zaczynam turbo (Agnes może Ty ze mną?), a więc białka, owoce i warzywa! Oczywiście wspomagane fitnessem i jogą, chociaż to przy tej diecie nie jest konieczne.
Olcia1975
22 października 2012, 16:13Och, Kraków ... zazdroszczę bo bardzo kocham to miasto!
skorpio77
15 października 2012, 21:44W Krakowie motyl siedzial na ramieniu...kocham to miasto;-)
christii
15 października 2012, 15:33rzeczywiście..., pomyłka: Teatr Słowackiego!!
agnes315
15 października 2012, 10:06Ja dopiero, jak pożegnam Kozaka, czyli za jakiś tydzień, nawet z hakiem. Buźka P.S. Też kocham balować w Krakowie :)
groszek305
15 października 2012, 09:58Teatr Słowackiego :)))) i faktycznie Kraków to najpiękniejsze miasto :)))
Kasmi
15 października 2012, 08:53miodówki ci nie zazdroszczę, ale malinówki i wiśniówki baaaaaaardzo :D i też lubię Kraków, choć byłam tam dopiero raz ;)