Lubię piątki, zaczyna się coś wtedy dziać, niezmiennie obiecuję sobie: w ten weekend odpoczywam i jak już dobrnę spokojnie do soboty wieczorem to zaczynam nieśmiało zagadywać do męża - może zadzwonimy do....albo pójdziemy do kina, znajomych, knajpki itd. Jemu wtedy błyśnie oko i skwapliwie podłapuje temat....eh no my z tej samej gliny, nim córa się pojawiła to jak zaczynaliśmy w piątek to kończyliśmy w niedzielę:) oczywiście nie mówię tu o jakimś zapijaniu (ale też troszkę), ale spotkania ze znajomymi, wypady na weekendy zaplanowane godzinę lub dwie przed wyjazdem.....no lubię to do dzisiaj.....i nie wyrośliśmy z tego niestety, tylko czasem już ciało się dopomina o odpoczynek. Mama się zawsze śmiała, że mnie to nawet gorączka z katarem nie powstrzymywała, najadałam się tabletek i biegłam potańczyć....i to też mi zostało do dziś....ojej wstydzę się.
A dzisiaj imprezka urodzinowa męża:))) cieszę się na spotkanie ze znajomymi, posiedzimy w fajnej knajpce, bo w domu jeszcze mały bałagan poremontowy. Ja w abstynencji po koszmarach z głową, za duży strach we mnie siedzi przed nawrotem (Agnes zrobię badania - ja obiecywać).
Ale dobrze, bo łatwiej będzie mi się oprzeć pysznościom imprezowym, ma być decha mięsiwa więc na pewno coś dla siebie chudziutkiego znajdę, mama niestety piecze torta, więc myślę, że tu polegnę na małym kawałeczku, ale jutro poćwiczę i pospalam:))
No koleżanka Ewcia ma takie ciasteczko nie tuczące a spalające kalorie (w basenie) hehe (....rozmarzona)
Życzę Wam miłego weekendu, bawcie się, bo życie szybko ucieka, chudnijcie przy tym maksymalnie:))
agnes315
23 września 2011, 14:41dać jej wódki!
Klementynaaa
23 września 2011, 11:57Baw się dobrze. Ja też jestem taka niespokojna dusza. I jesli mamy się męczyć siedząc w domu, to po co? Pozdrawiam