Dzień dobry, Vitalijki! Jak Wam weekend minął? Mój był absolutnym dietetycznym chaosem. Ale po kolei. Praktycznie cały weekend siedziałam sama, bo Mój i w sobotę i w niedzielę odsypiał nocne zmiany. Nie bardzo mogłam robić cokolwiek, żeby nie obudzić go hałasem, więc właściwie spędziłam te dwa dni z nosem w książce. Nie ćwiczyłam, bo w mieszkaniu zrobił nam się istny piekarnik, który będziemy schładzać pewnie jeszcze ze trzy dni. W sobotę dieta wypadła tak sobie, ale nie dlatego, że zjadłam za dużo, tylko za mało. Nie dobiłam nawet do 1300 kcal, ale kompletnie nie miałam ochoty nic jeść. Za gorąco było, jak widzicie cały dzień żywiłam się głównie przekąskami:
Śniadanie: jajecznica na cebulce
Przekąska 1: jogurt gruszkowy
Przekąska 2: baton proteinowy
Kolacja: chłodnik (tym razem bez jajek, bo były na śniadanie)
W niedzielę mieliśmy wreszcie w perspektywie z Moim wspólny wieczór, więc wracając rano z pracy Mój zaopatrzył lodówkę w browary. Apetyt wciąż nie dopisywał, bo choć było trochę chłodniej już wczoraj, to mury i tak nagrzane, więc zjadłam niewiele. Ale apetyt na chłodzenie się piwem był spory. Mój zrobił mi niespodziankę i wstał po 5 godzinach snu, żebyśmy mieli dłuższy wieczór i jak tak sobie tyle godzin siedzieliśmy i popijaliśmy piwko to się kalorii nazbierało. Ale jak tu sobie odmówić przyjemnego popołudnia na balkonie, który wreszcie przestał przypominać piekło? O tak spędzaliśmy czas:
Niestety przez to bilans wyszedł wczoraj na plus, chociaż jedzenia właściwego było niewiele:
Śniadanie: ponownie jajecznica na cebulce
Obiadokolacja: ziemniaczki z piersią z kurczaka i ogórkami konserwowymi
Miałam się nie przyznawać, bo normalnie wstyd, ale wtedy mój pobyt na Vitalii mijałby się z celem. O to chodzi, żeby było wstyd, to się człowiek może następnym razem dwa razy zastanowi.
Teraz mamy w Krakowie cudowne 22 stopnie, mam nadzieję, że ponad 24-25 w najcieplejszym momencie dnia temperatura nie wyskoczy. Bo dziś trening! Nie, wcale mi się nie chce, fajnie mi się leniło przez 5 dni i zwalało na upał całą winę. Ale czuję, że jak dziś się nie poruszam, to totalnie wypadnę z rytmu i będę musiała budować wszystko od początku. Dziś z kolei Mój ma zmianę od 14 do 22, więc po pracy mam wolną chatę. Warunki idealne, nie mam żadnej wymówki. Nawet kacem po wczorajszych piwach się nie mogę zasłonić, bo go nie mam. Muszę też po pracy zrobić sobie spacer, bo czeka mnie kolejne zdjęcie w plenerze, więc liczę, że tak z 20-25 minut szybkiego marszu wpadnie.
Co do wagi po tych weekendowych perypetiach, to uaktualniłam dziś pasek, dokładnie po tygodniu od ostatniej aktualizacji i przesunęłam w dół o 0,4 kg. Ale czy jest to w jakiś sposób miarodajne? Oceńcie sami, oto historia mojej wagi z ostatnich kilku dni:
Środa: 74,8 kg
Czwartek: 74,2 kg
Piątek: 75,5 kg
Sobota: 74,2 kg
Niedziela: 73,4 kg
Poniedziałek: 74,4 kg
No i kto mi powie co mam wpisać w pomiarach? Powoli przychylam się do pomysłu autorstwa rezolutny.babok polegającego na liczeniu średniej wagi z całego tygodnia. Moja średnia waga z zeszłego tygodnia to 74,64. Zobaczę czy w tym tygodniu moja waga też będzie tak szaleć i może też zacznę stosować ten system.
Dobra, pora kończyć, bo w końcu w robocie siedzę, a po weekendzie mam na biurku prawdziwe Himalaje z dokumentów. Ale postaram się wpaść i poczytać co u Was w czasie przerwy na lunch, więc do zobaczenia niedługo!
nomorefat
18 czerwca 2019, 13:18Wprowadzenie aktywności jest dobrym pomysłem, zwłaszcza regularnej. Strasznie ciężko wrócić do ćwiczeń po dłuższej przerwie, wiec raz dwa ruszaj tyłek :D Co do tego wstydu i nie przyznawania się na Vitalii - sama tez miałam takie myśli, jak któregoś dnia miałam kompuls, no ale właśnie o to chodzi zeby było wstyd, poza tym można wszystkich oszukiwać, ale siebie się nie oszuka... trzymam kciuki!
KochamBrodacza
17 czerwca 2019, 20:56No tak, czas razem spędzony najważniejszy. :) nareszcie chłodniej i u mnie :D mam nadzieję, że trening zaliczony ;)
Cathwyllt
18 czerwca 2019, 09:56Dokładnie. A my mamy go niewiele, bo jego system zmianowy potrafi nam cały weekend z życia wyjąć. A były takie okresy, że przez dwa tygodnie widziałam go po pół godziny dziennie. Niefajnie :(
KochamBrodacza
18 czerwca 2019, 21:02Współczuję, jak pomyślę, że mogła bym mieć podobnie, aż przykro. Dlatego spędzicie każdą wolną chwilę jak możecie razem, tego Wam życzę :(
KochamBrodacza
18 czerwca 2019, 21:02Miała być uśmiechnięta buźka na koniec :P
aniloratka
17 czerwca 2019, 11:06tez mialam mniej dietetyczny weekend :P ale na wadze, poki co, sie to nie odbilo, wiec jade dalej z normalnym jadlospisem
Cathwyllt
18 czerwca 2019, 09:55I człowiek szczęśliwy, że mu dietetyczne przestępstwo uszło na sucho :D
Nelawa
17 czerwca 2019, 11:05cześć. no to mnie utwierdziłaś w przekonaniu, żeby się nie ważyć codziennie. faktycznie można zgłupieć. ale za to już widziałaś ładne 73. PS. u mnie było wieczorne zimne wino - remis ;)
Cathwyllt
18 czerwca 2019, 09:44Zobaczyłam, ale tylko na jeden dzień :D Nie, codzienne ważenie nie ma sensu. Nawet ja, ważąca sie codziennie, to przyznaję :D