Kochane Vitalijki, bardzo Wam dziękuję za rady pod poprzednim wpisem! Uświadomiłyście mi, że jeśli gość przez dwa lata nie przejawił nawet śladowej ilości zdolności do rozumienia aluzji, to nie ma sensu czekać dłużej licząc, że coś się zmieni. Postanowiłam posłuchać mądrzejszych od siebie i następnym razem jasno powiedzieć, że nie mam ochoty na towarzystwo. Wczoraj nie miałam okazji uskutecznić mojego postanowienia, bo Mój został chwilę dłużej w pracy pomóc kolegom i udało nam się dzięki temu zgrać wspólny powrót. Oczywiście wpadliśmy na kolegę na przystanku, gdzie mamy przesiadkę, ale widząc nas razem nie odważył się podejść. Jedynie zerkał dość nieudolnym ukradkiem w naszą stronę. Został tam czekając na nasz autobus, ja z Moim wsiedliśmy w pierwszy lepszy jadący mniej więcej we właściwym kierunku i przeszliśmy na piechotę dwa przystanki do domu. Nastawiam się na spotkanie dziś i już od rana ćwiczę moją kwestię kombinując, żeby była jednocześnie uprzejma i stanowcza. Dziś wracam do domu spacerem - sama - i ten fakt nie podlega negocjacjom. Dzięki raz jeszcze!
Co się działo poza niechcianymi adoratorami? Ludziska, ale upał! W pracy jeszcze daję radę, klima chodzi na pełnych obrotach, ale w domu masakra. A ja jeszcze mieszkam na ostatnim piętrze i dach mi funduje istny piekarnik. W środę podjęłam decyzję o zawieszeniu treningów do czasu ochłodzenia. Tym bardziej, że uparłam się ćwiczyć interwały. Ale dziś chyba zmienię zdanie. Dlaczego? W środę jeszcze było spoko, fajna dieta, miejsce w bilansie nawet zostało to się bez wyrzutów sumienia schłodziłam zimnym piwem i było fajnie (nazwijcie mnie alkoholikiem, proszę bardzo, ale upał bez chłodnego browara nie przejdzie). Ale wczoraj za namową Mojego zrobiłam cheat day. Bo uznał, że nie chce mu się stać przy garach w ten upał, wiec zamówmy pizzę. To zamówiliśmy pizzę, do niej znowu zimne piwo, do filmu kolejne i tak się uzbierało milion kalorii. I waga z 74,2 kg wczoraj skoczyła do 75,5 kg dziś. No inteligencję mam na poziomie planktonu, poważnie. Jak już była pizza, to po co mi to piwo było? Jak tak orientacyjnie policzyłam - piszę orientacyjnie, bo w mojej apce nie ma przecież każdej pizzy z każdej pizzeri, a i wagę wpisałam "na oko" (chociaż śmiem twierdzić, że ważąc jedzenie od 10 lat mam już w owym oku całkiem niezłą wagę) - to wyszło coś ponad 2700 kcal. No i mam takie wyrzuty sumienia, że chyba dziś muszę zrobić trening, żeby je uspokoić. Może nawet jakieś pół godziny spaceru w drodze do domu. Mam nadzieję, że to tylko zatrzymałam wodę, ale i tak wyrzucam sobie, żem idiotka. Na zdjęciach i grafikach ostatnie dwa dni wyglądały tak:
12 czerwiec:
Śniadanie: nieśmiertelny serek wiejski z ogórkiem, płatkami owsianymi, pestkami dyni i siemieniem lnianym
Lunch: bułka pełnoziarnista z hummusem, ogórkiem i pomidorem
Kolacja: młode ziemniaczki z kalafiorem i połową ogromnej piersi z kurczaka (serio, ważyła 450 gram!)
Razem: 1665 kcal
13 czerwiec:
Śniadanie: płatki ryżowe na mleku (zobaczyłam w sklepie płatki ryżowe i mi się dzieciństwo przypomniało, musiałam je zrobić!)
Lunch: sałatka z młodej kapusty, drugiej połowy piersi z kurczaka, pomidora i ogórka marynowanego w curry, z odrobiną majonezu
Kolacja: pizza (dwa takie kawałki - talerz mały, nie obiadowy :) )
Razem: 2711 kcal
No i piwo. Aż mnie głowa lekko boli dzisiaj od niego. Nie ma rady, trzeba się dziś poruszać i spróbować chociaż częściowo naprawić co się popsuło. Nie wiem jeszcze czy będę się brała za Shreda, czy coś mniej "rozgrzewającego" jak joga, ale coś trzeba dziś zrobić.
Dziś Mój znowu idzie na nocną zmianę - i jutro tak samo. Tak więc i w sobotę i w niedzielę będzie spał pewnie do 16-17. Czyli siedzę sama. Poszłabym do rodziców, ale jak myślę o wyjściu na ten skwar za oknem to stwierdzam, że samotny weekend jednak nie jest taki zły :P Ja się tylko cieszę, że już piątek, bo powoli wysiadam. Dają w kość upały, daje w kość zbyt mała ilość snu... o dziwo treningi przestały dawać w kość odkąd zainwestowałam w witaminę D. Nie wiem o co chodzi, magia jakaś. Ale działa. Jedna rzecz na plus.
I to tyle z mojej strony. Lecę ćpać dalej kofeinę i udawać, że pracuję. Trzymacie się, Vitalijki!
KochamBrodacza
15 czerwca 2019, 16:36Pizza i zimne piwo, cóż za dobre połączenie :D powodzenia z tym natrętem.
lolaaa21
15 czerwca 2019, 11:15Ja też mam giga problem z odmówieniem sobie zimnego browara :) Jak żyć bez niego w te upały ??? ;-)
Cathwyllt
15 czerwca 2019, 12:45Odpowiedź jest prosta: nie da się ;)
ANULA51
14 czerwca 2019, 18:38Ja piwa nie lubię . Ale jest w Belgii takie wiśniowe i kwaśne ze raz na ruski miesiąc łyknę sobie :-)
Berchen
14 czerwca 2019, 20:02jedyny raz bylam nammbelgijskim morzem i jak nie lubie mieszanek tak belgijskie Leffe ruby - smakowalo mi jak marzenie, nie wiem nawet czy to byl smak wisnowy czy malinowy, chyba wisniowy, pyszne:)
Alicja19900
14 czerwca 2019, 18:19Szanowna Pani Plankton. Czit deje się zdarzają i za cholerę nie chce przechodzić bezkarnie. Ja miałam taki dzień wczoraj. Nieszczęsny makaron z truskawkami w ilości na 3 osoby.... A koło 23.30 nie mogłam dać spokoju prawie przeterminowanemu cremé bruleé czy jak to tam się pisze. I co? I dziś na wadze znowu plus a dupa rośnie. Pozdrawiam, pani Kryl.
Cathwyllt
15 czerwca 2019, 09:04No wiem... Chociaż to strasznie niesprawiedliwe, że się człowiek stara cały tydzień, mozolnie zbija wagę i nagle puff! Pół godziny słabości i cały tydzień pracy idzie się *******. Źle ten świat jest pomyśłany. Beznadziejnie.
nomorefat
14 czerwca 2019, 17:30A ja z drugiej strony piwa nie lubię. Pije tylko jak kusze haha. Za to pizza jak najbardziej. Powodzenia z natrętem! :D
nomorefat
14 czerwca 2019, 17:31Jak musze miało być ;)
Cathwyllt
15 czerwca 2019, 09:02Wiem, to mało kobiecy alkohol. Ale ja w ogóle jestem mało kobieca xD
elziwa
14 czerwca 2019, 12:18Wrocisz do diety to waga wroci na wlasciwe tory :) A jak nie dajesz rady cwiczyc to moze idzi do pracy i z pracy czesc drogi na nogach. To tez ruch. Ja tak chodzilam jak nie dalam rady biegac lub cwiczyc i wychodzilo mi kilka kilometrow :)
Cathwyllt
15 czerwca 2019, 09:02Też tak pomyśłałam i postanowiłam nie przesiadać się więcej na autobus, tylko robić codziennie 20-minutowy spacer. I wtedy przyszła fala upałów :D
bourbon-
14 czerwca 2019, 12:00Spokojnie, sama temperatura sprzyja zatrzymaniu wody - ja w upały (teraz mamy 32-34 stopnie CODZIENNIE) to puchnę jak oszalała. Dobra, może piwo też ma w tym swoją zasługę bo - zabrzmię jak osoba z problemem - nie ma nic lepszego po upalnym dniu niż prawie zamrozony browar na balkonie :D
Cathwyllt
14 czerwca 2019, 12:02O to to to! Bratnią duszę widzę <3 A z tą temperaturą masz rację, ja od poniedziałku codziennie po powrocie do domu CZUJĘ jak mi nogi od kolan w dół puchną. Niefajnie :/
aniloratka
14 czerwca 2019, 11:49nie jestem zwolenniczka piwa :D ale z ta pizza to jest tak ze waga skoczy, zrobisz dobra kupe i waga wroci do normy , no chyba ze bedziesz jadla pizze przez caly tydzien po 3tys kcal no, wtedy pewnie ten 1kg sie utrzyma :)
Cathwyllt
14 czerwca 2019, 12:04Zdarza mi się raz w tygodniu taki nawet nie cheat day, ale cheat meal, to może nie będzie źle. Teraz już jestem grzeczna - w weekendy zawsze mi łatwiej :)
aniloratka
14 czerwca 2019, 13:37wiemy jak jest :)
Nelawa
14 czerwca 2019, 11:21na pocieszenie, powiem Ci w tajemnicy, że tez wczoraj zaliczyłam 2 kieliszki zimnego, białego, wytrawnego ;) tyle, że ja się dzisiaj nie ważyłam ;) spokojnie, alkohol zatrzymał wode i tyle.. wypocisz ;)
Cathwyllt
14 czerwca 2019, 12:03Dziś mam nadzieję zrobić pół godziny marszu po pracy w pełnym słońcu, to wypocę wszystkie piwa z tego roku xD