Kochane moje, ależ miałam weekend... Sąsiadom z parteru (ja na trzecim piętrze) zalało kuchnię z uszkodzonej rury. Przyszła ekipa, popatrzyła i wydała wyrok - trzeba wymienić rurę w całym pionie. Wiecie jak wyglądał mój weekend? W piątek paniczne sprzątanie, bo właścicielka mieszkania przychodzi, potem wspólne z właścicielka i babą z administracji radzenie jakby tutaj się do rury za lodówką dostać. A lodówka zabudowana szafką i trzeba pół kuchni rozkręcić. To się umówiliśmy, że właściciele przyjdą rozkręcić w niedzielę rano. Całą sobotę biegałam ze szmatą i sprzątałam w każdym zakamarku, bo wstyd będzie jak zaglądną na szafki pod sufitem a tam syf, mimo że nikt normalny nie ściera kurzu na szafkach trzy razy w tygodniu. Jak wszystko wypucowałam to musiałam opróżnić wszystkie szafki w kuchni i powynosić wszystko do sypialni. Sama, bo Mój wyszedł do pracy o 13 i wrócił o 23. W niedzielę od rana rozkręcanie, opróżnianie lodówki (bo za ciężka żeby ją wyjąć), ustawianie rozkręconych szafek jakoś, żeby się człowiek o nie nie zabił. Jak koło 14 wszystko było rozkręcone, lodówka wyjęta i zrobiony dostęp do fragmentu podłogi do rozkucia, to się zaczęło wielkie sprzątanie. Za te szafki nikt nie zaglądał od 10 lat, sama lodówka, gdy przestała ją maskować szafka też wyglądała jakby właśnie przeżyła wybuch wulkanu. No to za szmatę, za mopa i pucuj. A kot łazi i wszystko roznosi. Jak sobie wreszcie wieczorem usiadłam to byłam tak wykończona, że ani myślałam o gotowaniu obiadu, tylko wyjęłam z zamrażalnika pizzę i tyle. Wczoraj obudziłam się po tym weekendzie bardziej zmęczona niż przed nim, a tu cały tydzień mnie czeka. A w środę wielkie kucie podłogi od 8 rano. Niby pilnował robotników będzie mój chłopak, który ma wtedy wolne, ale nie mam złudzeń, że jak wrócę z pracy znowu będę musiała złapać za szatę i sprzątać. Płakać mi się chce.
Ale od wczoraj, gdy to szaleństwo się skończyło, znowu liczę kalorie. Waga po weekendzie skoczyła o 0,4 kg. Chciałam, naprawdę chciałam wczoraj poćwiczyć, nawet znalazłam sobie fajny filmik z aeroboksu, żeby złość po pracy rozładować, ale jedyne co zostało rozładowane, to moje baterie. Po prostu nie miałam siły, zrobiłam tylko niecałe pół godziny jogi rozluźniającej. Dziś czuję się trochę lepiej, ale tylko trochę. Mam nadzieję na trening, ale nie wiem czy coś poza jogą będzie w moim zasięgu. Zobaczymy. Póki co prezentuję jadłospis z wczoraj, bez zdjęć, bo z jakichś powodów nie mogę ich dodać :(
Śniadanie: jogurt typu greckiego (przez nieuwagę wzięłam 0% tłuszczu) z papryką czerwoną i dwiema kromkami pełnoziarnistego pieczywa - 293 kcal
II śniadanie: sałatka Cezar - 168 kcal
Lunch: 3 kromki pełnoziarnistego pieczywa z serkiem Almette i papryką czerwoną - 462 kcal
Obiad: kasza kuskus (kuskusotto?) z wiosenną mieszanką warzywną - 407 kcal
Kolacja: mniejsza porcja kuskusotta z obiadu - 250 kcal
Razem: 1581 kcal
Woda: 2,25 l
Trening: joga - 168 kcal
Kroki: 4311
Fundusz książkowy: 1 zł (kalorie) + 50 gr (trening) = 1,50 zł
Tak wyglądał dzień wczorajszy. Mam nadzieję, że dzisiejszy nie będzie gorszy...
ghostwriter
13 lutego 2018, 13:11Hejka, wrócisz do nas jeszcze?
ghostwriter
10 stycznia 2018, 16:59Jak tam w nowym roku, jakość życia poszła do góry?
EWE666
6 grudnia 2017, 11:38Kot nadał znaczenia całej sytuacji ;DDD. Daj znać co to za trening aerobox. Czyżby centrumsportowca? PS. Kuskusotto ;D padłam :) dziś na pewno będzie lepiej. ;*
theSnorkMaiden
5 grudnia 2017, 23:48Woooo ale mialas przygody!
wPatka
5 grudnia 2017, 21:29Myślałam, że tylko ja mam problem ze zdjęciami, ale to musi być jakaś usterka. Napisałam do techników vitalii ;p hmmm to niezle przeboje masz w domu. Jeszcze w weekend dodatkowo. Powodzenia w środę ;)
KochamBrodacza
5 grudnia 2017, 12:39O matko to faktycznie miałaś przebojowy weekend ;/ Rozbawiło mnie zdanie o kocie :P Wyobraziłam to sobie i wiem co to musiało być, koty lubią się znajdować tam gdzie nie powinny :P Dobrze że to nie wielki wzrost oby zleciał szybko. Dużo siły Ci życzę :* i pozytywnej energii na ten tydzień :)
agetes
5 grudnia 2017, 11:29mam nadzieje, ze tydzien bedzie mniej zabiegany niz ten weekend ! Kuskusotto mnie kupilo :D
106days
5 grudnia 2017, 11:20Ło, nie zazdroszczę, to wszystko brzmi strasznie... Ale wczoraj chociaż dietkę trzymałaś, i super! Tak trzymaj ;-) Jeśli chodzi o fundusz książkowy to w grudniu jużmasz na oku inną ksiązke?
Cathwyllt
5 grudnia 2017, 11:25Właśnie się zastanawiam. W listopadzie miałam zbierać na "Opowieść Podręcznej", ale jak zobaczyłam, że autor "Marsjanina" wydał nową powieść, to bez zastanowienia wróciłam do domu z "Artemis" zamiast tej zaplanowanej. Teraz się zastanawiam czy celować znowu w "Podręczną" czy w coś innego. Dużo słyszałam o "Illuminae" i na pewno będę chciała ją kupić, ale jest dwa razy droższa, a ja mam urodziny za miesiąc.... więc wiesz :D