Cześć mam na imię Agata i piszę do Was z malowniczej Szkocji. Będę tu notować swoje przeboje dietetyczno-ćwiczeniowe i trochę życiowych pogaduch. Na ten moment ważę sobie 64kg, a marzy mi się zrzucić pi razy oko 7kg. Od rekordowej wagi dzieli mnie około 23kg, tej rekordowo wysokiej, bo rekordowo niską też mam i ani do jednej, ani drugiej nie chcę wrócić. Raz do przodu, raz w tył, raz beztłuszczowo, raz niskowęglowodanowo, z Chodakowską, na siłowni, zdrowo, niezdrowo, 1500kcal, głodówkowo, naprzemiennie czy mono ... czaicie, było już chyba wszystko
Jak będzie teraz ? Od ponad pół roku bawię się w weganizm, z przyczyn środowiskowych, zwierzątkowych, zdrowotnych - cały pakiet. Sam ten wybór kompletnie przestawił moje myślenie na temat żywienia, z którym od wielu lat miałam burzliwy i obsesyjny związek. Przestałam patrzeć na jedzenie jak na zło konieczne i winowajce mojego grubaskowego nieszczęscia. Stało się ono paliwem, ale też medium do eksperymentowania i przyjemności. A że i tak z samej natury diety wegańskiej nie mogę jeść wszystkiego i muszę przykładać wagę do komponowania swoich posiłków, moja rządza jedzeniowej kontroli jest usatysfakcjonowana, w o wiele mniej destruktywny sposób.
Nie będę kłamać i mówić, że jestem w pełni zgrana ze swoim ciałem i kocham swoje wałeczki. Ale zamiast wiecznego niezadowolenia, upupiania i kar za nadprogramowe kilogramy, chcę po prostu nad sobą pracować, w przyjazny, nieagresywny sposób. Bo lubię siebie i powinnam traktować swoje ciało w należyty i pozytywny sposób.
Odchodząc od psychologicznego bełkotu, jak ja właściwie chcę dobić gloryfikowanych 57kg? What's the plan Agata ?
.
1. Jem regularnie, trzy większe posiłki w zbliżonych porach, powiedzmy 8-9 rano, 12-13 i 19-20.
2. Nie podjadam jeśli nie jestem głodna. Limituję się do dwóch przemyślanych przekąsek pomiędzy większymi posiłkami.
3. Jem złożone posiłki, które będą mnie syciły, ale nie napychały. Jem jak najmniej przetworzonych produktów.
4. Robię listę nieskomplikowanych posiłków i zakupów na 5 dni i staram się jej trzymać, zamiast kombinować cokolwiek w biegu i kończąc na kolejnej misce makaronu, czy zamawianiu pizzy.
5. Kalorie liczę dopiero pod koniec dnia. To może brzmieć dziwacznie, ale ratuje mnie przed "Ah jestem dopiero na 1000kcal, a do zjedzenia tylko kolacja, więc mogę opylić tego batonika", mimo, że nie jestem głodna i batonik nie jest mi potrzebny.
6. Nie obsesjuję na temat jedzenia. Jeśli coś jest zdrowe (lub w miarę zdrowe) i nie jem tego na kilogramy, to znaczy, że nie czas na panikę ... nawet jeśli w owsiance jest łyżeczka cukru więcej niż mi się uwidziało.
7. ĆWICZĘ i ćwiczę REGULARNIE 5 dni w tygodniu. Jestem mistrzem w wrzucaniu się w wir sportu i kończeniu po kilku treningach, bo nie ma czasu, bo nie ma kasy, bo chora, bo zimno, bo ... a ćwiczyć lubię. Może nie stać mnie w tym momencie na kontynuacje boksu tajskiego, czy nawet na regularny basen, ale na co mnie nie stać to się doćwiczy z Chodakowską czy wybiega z piesełem.
.
To tak ogółem. Do napisania - następnym razem z menu i zdjęciami "przed"