No, jak w temacie, rano waga pokazała równe 60. a niech ją!, ale nic to, cierpliwa jestem zobaczymy jutro. I niech szklana za bardzo nie podskakuje bo jej baterię wyjmę. A co!
Dzień dietkowo dobrze ale nie za dobrze. Dobrze, bo nie zgrzeszyłam, nie za dobrze, bo ominęłam jeden posiłek. To był tak zajęty dzień, że obiad jedliśmy dopiero w czasie podwieczorku, kolację zjedliśmy mniejszą i trochę na siłę, bo byliśmy jeszcze syci po obiedzie. No cóż, z dwojga złego chyba lepiej w tę stronę.
II śniadanie, obiad i podwieczorek na jutro już przygotowane. Leżą grzecznie w lodówce w worku, pojemnik na pojemniczku, słoik i jogurt. Wygląda jak wałówa na tydzień, a ciężkie jak jasna ... ale spoko to już 6 dzień, już przywykłam :) Szkoda tylko, że zajmuję prawie całą (malutką) lodówkę w pracy. Na szczęście mam wyrozumiałe koleżanki, które przeżywają moją dietę i jadłospis tak jak ja. Sam walczą ze "szklaną", wiedzą co to jest.
Jeśli chodzi o ćwiczenia, to ten weekend był pod znakiem rowerka i masy sprzątania. Może nic takiego, zawsze sprzątam w weekendy, ale w ten dałam z siebie maxa, byle tylko to utrzymać, choćby do środy
a suwaczek zmienię w środę, wtedy będzie oficjalne ważenie, teraz to tak tylko kontrolnie. Obym mogła przesunąć na 5... a najlepiej na taką pewną, solidną piątkę, nie żadne 59,9.. pożyjemy, zobaczymy...