Powinnam już być po treningu ale po prostu boję się dziś ćwiczyć. Wczoraj wieczorem okropnie bolało mnie w okolicach serca. Ledwie mogłam nabrać powietrza. Jednak rano wszystko było już dobrze. T. karze mi odpoczywać a ja tak nie umiem już na tyłku siedzieć.
Z jedzeniem też dziś niezbyt dobrze.
śniadanie: serek naturalny z marakują i brzoskwinią, ciastko francuskie z brzoskwinią
II śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem, kilka fig, pół szklanki sprite
obiad: będzie zupa pomidorowa z fetą i kluskami lanymi
Na dalsze posiłki nie mam pomysłu. Czuję się strasznie ospała i jak zaraz czegoś nie zrobię ze sobą to zwariuję.
Byłam już na zakupach ale nic praktycznie nie kupiłam. Otworzyli w końcu niedaleko mnie market. Poszłam tam rano po najpotrzebniejsze rzeczy a tam tłumy ludzi. Wszysycy się pchają. Istne piekło. Nigdy więcej nie idę do marketu w dzień jego otwarcia. Przez to też wyszłam ze sklepu praktycznie z niczym. A miał być taki pyszny obiad dziś.. Heh będzie jutro.
Kusi mnie zrobienie chociaż Mel B na pośladki...
Miłego dnia ;**