Dziś kończy mi się długi weekend niestety. Jutro będę musiała wrócić do JG ale jakoś się z tym uporam.
Walczyłam ze sobą silnie przez te kilka dni ale bez kilku przegranych bitw się nie obeszło. Na alkohol dałam się namówić 2 razy. W sumie wypiłam 3 radlery i około 5 drinków z whiskey przez cały week to chyba nie tak źle. Do tego 2 razy wypad na pizzę (zjadłam po 2 kawałki co 30 cm pizzy za każdym razem) i wczoraj niestety wieczorny burger king na powrocie z trasy ale wybrałam tylko małe frytki i nugetsy.
Całkowicie odrzuciło mnie znów od słodyczy co niezmiernie mnie cieszy.
Ciągle też staram się zjadać pożywne śniadania, obiady i przekąski. Najgorzej wychodziło mi ostatnio z kolacjami bo przy remoncie mieszkania ciągle zapominaliśmy o jedzeniu a później rzucałam się o 20 np na pizzę czy pierogi.
Dzisiejszy dzień ropoczęłam już ładnie:
przed śniadaniem: na małe przeczyszczenie kawa zbożowa z łyżeczką cukru, mały banan
I śniadanko: 4 kawałki bagietki z masłem czossnkowym, sałatka z 1 pomidora, szczypiorek, 1 łyżka jogurtu, duużo pieprzu
Teraz uciekam ogarnąć pranie i troszkę dom. Zamierzam też ugotować pyszną pomidorówkę z ryżem mniam :)
Miłego dnia Kochane :*
angelisia69
6 maja 2014, 16:23Wlasnie bitwa przegrana nie oznacza konca wojny!!Podnies sie i walcz dalej ;-)
Invisible2
6 maja 2014, 13:20Ojj mnie by tak mogło odrzucić od słodyczy! A upadki sie zdarzają, ważne że się nie poddajesz :) Powodzenia!