Wczorajszy wieczor byl troche szalony: po 2 godzinach na silowni (20 min orbitka, 20 minut innych cwiczen, 10 min ^ptaformy, godzina zumny i 10 min sauny) pojechalismy do kina na przedpremiere Star Trecka. Oczywiscie bez obiadu (mielismy zlapac jakas salatke po drodze, ale restauracja byla akurat zamknieta). Tak wiec od 16.30 do 23.30 nic nie jadlam. I nawet nie bylam za bardzo glodna. Na "kolacje" walnelam sobie kakao ze slodzikiem i cynamonem, by czyms zoladek napelnic, ale go nie obciazac na noc, po czym padlam jak zabita. Tak wiec ze spagetti nici :(. No nic, nqstepnym razem... Za to na podwieczorek zjadlam maly kawalek ciasta, bo mi sie kolezanka w biurze zareczyla i sprosila dzis pol szoly, by wszystkich z tej okazji obdarowac ciastem. No wiec nie bylo jak odmowic. Ciasto pycha, ale mam nadzieje, ze nikt juz w najblizszym miesiacu zadnych cudownych wydarzen nie zaliczy i wiecej ciast nie bedzie.
Menu na dzis:
1. platki z mlekiem (juhu! BTW sa tak niesmaczne, jak przewidzialam... Jak sie skoncza wreszcie to moze tym razem dostane Dukana w Carrefourze)
2. Jogurt Grecki
3. Salatka z endywii, lososia wedzonego i pomidorow z sosem szczypiorkowo serowym ( z lokalnej jadlodajni, robia niezle salatki)
4. Truskawki
5. Spagetti bolonaise (bez makaronu, swoja jedna porcje skrobi juz na dzis mam)
6. kostka czekolady
Cwiczenia: 200 brzuszkow, 65 nozyc, hantelki po 50 powtorzen i 90 przysiadow.
Zapielam sie w sukienke, ktora ostatnio byla na mnie baardzo opieta. Wciaz w biucie jest nieco ciasna, ale reszta lezy juz calkiem ok.
Mam nadzieje, ze dzis dojdzie paczka z kostiumem kapielowym