Witajcie. Wracam do was po bardzo długiej przerwie. Myslałam ze z odchudzaniem poradzę sobie sama ale jednak potrzebuje wsparcia, rywalizacji, kopa. Dosadnego kopa. Czy wy też tak macie, że jak dobrze idzie, to nagle musi sie pojawić coś co wam przeszkodzi? Jakieś frytki, wafelki, czekolada?
U mnie tak było wczoraj. Już miałam wagę 82 kg az mąż wymyslił wyjazd na lody, potem frytki a na końcu wafelki do kawy. I waga 82,5 kg dzisiaj. A jeszcze miałam tak strasznego lenia, biegać mi sie nie chciało z rana, musze sie jednak zmobilizować na wieczór, bo trzeba te świństwa z siebie zrzucić - te nadmierne kilogramy.
Czasami poddaje się, nie wierzę że schudnę. Każdy powtarza - podstawa to uwierzyc w siebie w swoje siły. Ale gdy to wszystko jest takie trudne, wręcz niemożliwe. Te pokusy, te leniwe dni..... Oh... czemu to wszystko jest takie ciężkie.....