Długo chodziły za mną francuskie tosty. Cały poranek, a może i dłużej. Chciałam już się złamać ale potem zapaliło się we mnie małe światełko, że może jeszcze nie teraz. A mimo to wyjęłam chleb z chlebaka, położyłam na desce i zastanawiałam się, czy może dodać jedną kromkę więcej, czy zrobić jedną kromkę mniej... Nie zrobiłam żadnej, bo gdy otworzyłam lodówkę to zobaczyłam małą paczkę warzyw gotowych do wrzucenia na patelnię.
Mój amatorski wok kupiłam jakieś dwa miesiące temu w nadziei, że będę przygotowywać pyszne, zdrowe i kolorowe dania. W rzeczywistości użyłam go dopiero dwa razy.
Dzisiaj przyszedł trzeci raz. Wrzuciłam warzywa na patelnie, gdzie wcześniej rozgrzałam odrobinę oleju. Zaskwierczało, wymieszałam, dodałam przypraw, podarłam kawałki pełnoziarnistego wrappa i w 5 minut miałam gotowe danie, którego nie byłam w stanie dokończyć.
Marchewka zrobiła się przyjemnie słodka, kukurydza chrupiąca i brokuły cieplutkie. Na francuskie tosty przeszła mi ochota kompletnie, została tylko motywacja i te poczucie że mogę. Bo mogę.
Poniżej zdjęcia tego co zostało z mojego talerza.
angelisia69
12 kwietnia 2016, 14:32hihi gratuluje silnej woli,tosty witaminek nie dostarcza a warzywka owszem,choc ja za tymi mieszankami nie przepadam
Karennn
12 kwietnia 2016, 14:01Bardzo lubię warzywa na patelnię :), a Twoje są wyjątkowo bardzo zielone :). Fajnie, że jednak wygrały nad chlebem