Wtorek, 22.04.2014
Po kilku burzliwych dniach wreszcie wraca normalność. Niby lubimy świętować, spotykać się z Rodzinką i Przyjaciółmi, pogadać, powspominać, ale tak naprawdę zmęczymy się tą niecodzienną sytuacją. W końcu dochodzimy do wniosku, że mimo wszystko lubimy swoją poukładaną, zorganizowana codzienność. A jak było w minionym tygodniu?
Poniżej relacja, która jest doskonałym schematem niejednego domu
Gorączka przedświąteczna zmusza nas do wielkich przygotowań. Sprzątanie, wymiatanie każdego kąta, pranie, odświeżanie wszystkiego bez względu na fakt, czy taka potrzeba jest czy też nie. Zachowujemy się tak, jakbyśmy inne dni w roku siedziały na śmieciach. Język wisi na brodzie, a my pracujemy intensywnie, bo tylko wiadro wylanego potu uświadamia nam, że w końcu jest ok.
Dom i obejście ogarnięte, dzieci przystrzyżone, mąż ma już komplet czystych świątecznych skarpet, można świętować. O, jeszcze nie! Na złapanie oddechu nie ma czasu. Jeszcze garnki i pichcenie przez kilka nocy. Trzeba wytrzymać. Produkujemy niezliczone ilości jedzenia, ciast i licho wie czego jeszcze. Dobrze, gdy po świętach można kogoś bardziej potrzebującego obdarować. Gorzej, kiedy sami zmuszeni jesteśmy przez następny tydzień wyjadać lodówkowe resztki. Czy wtedy smakują nasze wykwintne dania? Niekoniecznie. Czasami nie możemy na nie już patrzeć :(
W sobotę idziemy poświęcić pokarmy. Troszeczkę wyciszamy się przed wizytą w świątyni. Na wielkanocnym stole, według katolickiej tradycji poświęcone pokarmy rzecz święta :)
Niedziela wielkanocna to czas rodzinnych spotkań. Zasiadamy przy suto zastawionych stołach i znowu męczymy się. Tym razem nadmiarem jedzenia, popełniając grzech obżarstwa (czyt: nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu).
Potem musimy odpocząć, zalegamy na kanapie przy filiżance wybornej kawy. Czy jest w żołądku miejsce dla niej ? To się okaże. A jeszcze przed nami kolejny dzień tej niebywałej męki.
Wtorek. Z wielką radością wracamy do pracy. Trochę rozleniwieni, przejedzeni, pękający w szwach, ale z nadzieją, że niebawem wszystko wróci do normy. Jeszcze tylko wynieść z domu to, co zostało w lodówce i koniec świętowania.
Nasza praca okazuje się wybawieniem :) Dobrze zorganizowana potrafi dać dużo satysfakcji i zadowolenia :)
Nie zapominamy, że człowiek jeść musi, więc przygotowujemy specjalne poświąteczne śniadanie do pracy. Tym razem w wersji light. Moje drogie, po kilku dniach niekontrolowanego spożycia czas wrócić do normalności :)
Nie zapominamy o zarzuconej na czas świąt aktywności fizycznej. Każda okazja jest do tego dobra. Czekając na miejski autobus wykorzystujemy wolną chwilę i działamy.
Wreszcie po świętach. Wracamy do swoich Przyjaciółek Vitalijek. Możemy znowu oddać się pasji odchudzania. Do następnego razu, do następnych świąt :)
Ajlona
23 kwietnia 2014, 18:02A ja już dawno zrezygnowałam z takiego traktowania Świąt. Owszem, jest to czas spotkań rodzinnych i lenistwa, ale nie szykuję tak obfitych posiłków, tylko bardziej odświętne jedzenie, ale nic mi nie zostaje, może dzień po świętach dojadamy resztki. Na co dzień jemy skromnie, więc w Święta przygotowuję "odświętne" potrawy,żeby ten czas trochę się różnił od dnia codziennego. Poza tym wszystkim jestem pełna podziwu dla Twojej sylwetki i wyglądu!
bozenka1604
24 kwietnia 2014, 08:54U nas też nie wariujemy przed świętami. Już od jakiegoś czasu rozsądniej podchodzimy do przygotowań, ale nie zawsze tak było. Moja mama wciąż szaleje przy gotowaniu i pieczeniu :) I wcale powodem nie muszą być święta, ona po prostu tak ma, że chce wszystkich wokół karmić. Nie raz musimy się bronić przed mamusinym "kaczkowym tuczem". Dajemy radę jak widać. Dziękuję za miłe słowa i ściskam mocno. Zaglądaj tutaj częściej :)
marii1955
22 kwietnia 2014, 23:55Hehehe - świetnie to opisałaś , a o sprzątaniu rysunek jest bombowy , a ta babunia na przystanku - świetnie wysportowana - haha :) Milutkiej środy :)))
Norgusia
22 kwietnia 2014, 23:02aż się zmęczyłam czytaniem.....hehehe
Karampuk
22 kwietnia 2014, 21:31ja to jednak dziwna jestem nie sprzatałam nie goto9wałam a w swieta zamiast siedziec i jesc przeszłam ponad 50 km
mikusia1971
22 kwietnia 2014, 14:01Ten szkielecik warzywny jest w sam raz dla nas chudzinek :))) ja do końca tygodnia na urlopie więc oddaję się dalszemu błogiemu lenistwu :))) Buziak
Grubaska.Aneta
22 kwietnia 2014, 13:03Na szczęście już po świętach:) można odsapnąć:)
beatawarszawa
22 kwietnia 2014, 12:04Swięte słowa kochana Bozenko :) uwielbiam to Twoje poczucie humoru i dystans ... pozdrawiam poświątecznie :)
moderno
22 kwietnia 2014, 11:10Świetne streszczenie czasu , który już za nami ( na szczęście?) Pozdrawiam i życzę udanego wtorku
bozenka1604
22 kwietnia 2014, 11:34To takie żarty, w których jest trochę prawdy :) A wszystko z wielkiego szczęścia, że znowu tutaj jestem :) Buziaczek słodki :)
dede65
22 kwietnia 2014, 09:24podpisuję się pod tym obiema rękami!!!!!! Buziaki ;)))))