Jak zaplanowałam, tak też zrobiłam
Po śniadaniu wybrałam się na wycieczkę rowerową w towarzystwie Jurka i Agatki. W taki sposób skutecznie poprawiam swój niezbyt dobry nastrój. Pięknie było. Słoneczko grzało, ptaszki śpiewały, pachniała czeremcha. Dwie godziny wielkiej, niewyobrażalnej przyjemności. Okolice Sanoka są naprawdę bardzo urokliwe. Trochę lasów, trochę wzniesień, mały ruch samochodów w świąteczny dzień sprawiły, że przejechaliśmy imponujący dystans.
Wiele z Was pisało o świątecznych przygotowaniach, o pieczeniu i gotowaniu. A ja? Ja też coś tam upichciłam, bez przesady, bo wszyscy w domu się odchudzamy i przygotowany nadmiar jedzenia niewątpliwie wylądowałby w koszu.
Od wielu lat śniadanie wielkanocne było w naszym domu, a właściwie mieszkaniu. Jednakże w tym roku tuż przed świętami sprzedaliśmy mieszkanie i stąd decyzja mojej mamy, że tym razem świętujemy u niej. Prawdę mówiąc ucieszyłam się z takiego obrotu sprawy, bo nastrój miałam nie za ciekawy. Niby przygotowana byłam psychicznie do zmian w życiu, do sprzedaży mieszkania. Ale gdy zaczęło się to wszystko już dziać przyszła dziwna nostalgia i żal, że opuszczam miejsce, w którym są moi przyjaciele i dobry kawałek życia. 26 lat mieszkałam w tym samym miejscu, ale jakiś czas temu zadecydowaliśmy o budowie domu. Czasy nie sprzyjają kredytom, więc kiedy skończyła się gotówka postanowiliśmy coś sprzedać, żeby kontynuować budowę. Miałam nadzieję, że w pierwszej kolejności sprzeda się działka rekreacyjna z domkiem letniskowym, która jest oddalona o 20 km od Sanoka i pielęgnowanie jej przy naszym trybie życia to nie lada wyzwanie. Stało się inaczej. Sprzedaliśmy mieszkanie i na jakiś czas wyprowadzamy się do mojej siostry. Przed nami pracowity okres. Wyprowadzka wymusza poprzeglądanie przez lata gromadzonych rzeczy. Część trzeba wyrzucić, część oddać bardziej potrzebującym, a część zabrać ze sobą. O rany Julek, dotarło do mnie, że na jakiś czas jestem bezdomna.
W wielki piątek Jurcyś poprosił mnie o upieczenie kremówki. Dawno temu, w czasach, gdy regularnie piekłam ciasta dostałam przepis od koleżanki Ali. Szybciutko zamieszałam ciasto, przygotowałam krem i gotowe :)
Kremówka jest pyszna, jej smak pamiętam z dawnych czasów. Kawałek na talerzyku to jedyna zjedzona przez mojego męża porcja. Reszta leży i czeka na chętnego.
Zapraszam serdecznie na domową kremówkę drogie Panie :)
Grubaska.Aneta
22 kwietnia 2014, 09:07Fitnessowa Bożenka:) A kremówka niczym Papieska:)
marii1955
22 kwietnia 2014, 00:00Oooo ja już podziękuję ... jestem dosłodzona , że hejjj . Ale wygląda apetycznie i zapewne się nie zniszczy ... Widzę , że odpoczęłaś przez te święta ... bo tak powinno być . A ja dopiero teraz będę odpoczywała ... całusek :)))
Karampuk
21 kwietnia 2014, 20:33mmmm pycha
Norgusia
21 kwietnia 2014, 16:59Wiem co to znaczy przeprowadzka, bo tez to przeżyłam...i nas rzuciło tak daleko...od rodziny i znajomych! ale wszystko można przeżyć.... życzę ci siły na nadchodzące zmiany....a na kremówkę chętnie bym wpadła hehehe...gdyby nie te kilometry!
mikusia1971
21 kwietnia 2014, 16:42Bardzo chętnie skorzystam :))) mnie w niedługim czasie też będzie czekała przeprowadzka, trochę to smutne :)