Jest jak jest. Morale mi siadły. Wcale nie ściemniałam, a waga stoi. Oczywiście z automatu mam tysiąc wytłumaczeń, ale co mi po tych tłumaczeniach. Interesują mnie wyłącznie spadki.
Od trzech dni mam pewne perturbacje w zakresie codziennej rutyny. Chciałam się przestawić na bardziej nocny tryb ze względu na to, że to jedyna pora, w której nie słyszę sąsiadów i mogę się skupić. Wyszło oczywiście pokracznie i zamiast w tryb nocny weszłam w tryb zombie. Wczoraj na przykład zjadłam obiadokolację o 22 i przesiedziałam do północy, a dzisiaj samoistnie wstałam o 5. Kończę ten nieudany eksperyment i wracam do normalnego funkcjonowania, o ile w ogóle można w moim przypadku o czymś takim mówić.
Jeszcze wśród winowajców mogę wymienić gulasz z łopatki. Mam wrażenie, że ilość tłuszczu w konkretnej porcji łopatki w stosunku do uśrednionej wartości z tabel może się znacząco różnić. Dawno nie miałam takiej zgagi jak po tej konkretnej, więc zgaduję, że to właśnie ona mogła mi niszczyć deficyt.
ognik1958
26 stycznia 2024, 08:56Hmm.... jak sie idzie po systemie z matematycznym wyliczeniem np bilansiku kalorycznegi tak "po wsiem" ...niespodzianek nie ma bo.. odchudzanie to nie metafizyka jak jest te 7000 kcal z bilansu to kilogram z bioderek musi być ...oby no wiem ważne jest u mnie jeszcze baczenie na czynniki sprzyjające chudnięciu 🤷♀️ jak np długość dzienna okna żywieniowego ,dł snu czy...regularne czyszczenie bebechów i jest ich co najmniej dyszka i...tez można je iczyć czy sie to stosuje czy olewa i to nie beletrystyka jak tu pełno tylko konkret jak za tym idą dokonania i to...skuteczne wiem to po sobie...ufff -to powodzenia👍