No, ale jestem z powrotem (nie wiem na jak długo, bo pewnie zaraz znowu będzie jakaś awaria) :)
Co do diety... ciężko mi było. Jednak vitalia pomaga i bez niej jest trudniej;( I mama kupowała lody (czekoladowe, cholera jasna) i ciastka (z kawałkami czekolady), no i oczywiście płatki - bynajmniej nie owsiane, a oczywiście Chocapic. A że ona ich nie lubi to jedyną osobą, która skutecznie zmniejszała ich ilość byłam ja;/ Eh. W dodatku akurat parę spotkań ze znajomymi się trafiło (jesteśmy tak wyrafinowani, że poszliśmy do McDonalda;p) :)
Ale waga o ile się orientuję nie skoczyła strasznie. W sumie to się nie obżerałam (chyba, że chlebem z masłem<3), więc jakiejś tragedii nie ma. Utyłam może z kilogram.
No cóż, mówi się trudno i żyje dalej:) W dodatku mama w końcu kupiła mi hula hop:D:D:D i mam zamiar nareszcie nauczyć się nim kręcić;p No bo jak można nie umieć kręcić hula hopem, się pytam! Znaczy, można. Np. ja... ;p
Nie wiem, czy odrobię straty w czytaniu pamiętników. Sporo tego się uzbierało:) I nowych przepisów też nie mało;)
W takim razie, do jutra! Chociaż znając siebie, spędzę następną godzinę na vitalii^^
roogirl
21 sierpnia 2012, 20:00Ja bym nie wytrzymała tydzień bez neta :) Powodzenia w chudnięciu. Pzdr!