Nie, nie będzie powitalnego wpisu a'la "byłam, nie byłam, znowu zgrubłam i wróciłam"
Zajrzałam tu kilka dni temu, zaczęłam podczytywać Was z pewną regularnością i jestem trochę przerażona. Jak wiele z Was jest owładnięte manią ucinania kalorii i wyjaławiania własnej diety z wszelkich składników odżywczych na rzecz niskoenergetycznych zapychaczy. Jak bardzo jesteście w stanie racjonować sobie pożywienie, byleby szybko uzyskać sylwetkę CHUDYCH TŁUŚCIOCHÓW - bo właśnie taki będzie efekt diet 1000 kcal i pedałowania na rowerku godz/5xtydzień. Wypowiadam wojnę Wam i Waszym waflom ryżowym, jogurtom 0%, całemu choremu kultowi cyferek na wadze.
Rzuciłam sobie jakiś czas temu 60 dniowe wyzwanie i teraz chyba na złość Wam muszę przyłożyć się do niego podwójnie - żeby dostarczyć dowodów, że fajnie jest ćwiczyć i czerpać z tego jakąś radochę, widzieć efekty inne niż spalone kalorie na liczniku/spadek cyferek na wadze. Że fajnie jest karmić i odżywiać ciało jedzeniem, a nie zapychać się wiejskimi light, jabłkami i wasą. Mam nadzieję, że będzie nas tu takich jak najwięcej! :)
Centymetry w dłoń, Moje Panie!
avocadooo
23 kwietnia 2020, 09:56Mądrze napisane :) Ja planuję jeść około 2100 kcal i chudnąć, bo mam z czego i już się zaczęłam zastanawiać czy ze mną jest coś nie tak bo u tylu dziewczyn z dużą wagą widziałam diety 1000 kcal :o Trochę to nierozsądne :3