Nie było mnie na Vitalli 2 dni i złapałam się,ze mi tego brakuje. Takie codzienne wpisy pomagają mi jeszcze raz spojrzec na pewne sprawy i uczą systematyczności.
Co do spotkania piątkowego z bardzo dawno nie widzianym kolegą...No cóż..:) Spedziłam naprawdę kilka przesympatycznych godzin. Mimo, że nie widzielismy się około 8 lat nie czułam zadnego skrępowania i rozmowa toczyła sie swobodnie. Zrobilismy mały rekonesans knajp na Saskiej Kępie. Jednym słowem: świetnie sie bawiłam. Bez podtekstów, bez ,,grania", szczerze, pełen luz.. Zaproponowała kolejne spotkanie za 2 tygodnie. Wiem, że skorzystam, bo swietnie czuję się w jego towarzystwie. On doskonale zna moją sytuację , wie, że jestem w związku. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia. No i wróciłam ze spotkania cała rozpromieniona. Brakowało mi takiego zastrzyku endorfin.
Od 2 dni jestem na wsi. Wczoraj cały dzien spedziłam w ogrodzie. Kopałam, wyrywałam, przesadzałam, grabiłam....Zmęczyłam się, ale pozytywnie. Nowe cebulki tulipanów, hiacynów, krokusów i żonkili ,,spią" sobie już w ziemi i pozostaje tylko czekać do wiosny..:) Lubię siać i sadzic, bo czuję sie ,,stwórcą":)
Wagowo...Wczoraj był mały spadek (-0,1 kg), ale po ,,garnuszku mamusi" pewnie jutro go już nie będzie. Paska nie aktualizuję.
alesza
14 października 2012, 21:30Cieszę się, ze spotkanie było tak uskrzydlające i naturalne:) A kontakt z naturą to kolejna regeneracja:)