Dieta trwa.
Grzechy były.
Wybrałam się z małą na długi spacer do najbliższego przystanku. Zajęło mi to około godziny. Małe nóżki wolno chodzą :o)
Później był autobus aby dojechać do centrum - frajda dla małej która jest przyzwyczajona do auta. Tak niewiele potrzeba aby usłyszeć, że jest super.
Dalej w mieście mała dostała jedną gałkę lodów i ze zmęczenia chyba jej nie zmieściła. Więc aby nie marnować (haha) ja dokończyłam.
Z centrum znowu piechta do babci.
Tam następny grzech - były paluszki. Ja chyba mam jakieś braki bo najchętniej zjadłabym całe opakowanie. Może i nie było tak źle w końcu słodkiego nie ruszyłam. Łatwiej mi się odmawia słodkie niż słone.
Do domu przywieźli mnie już moi rodzice bo szczerze troszkę nie wyobrażałam sobie powrotu spacerkiem tak o zmroku - końcówka to około 1 km nieoświetlonego terenu.
Ogólnie było fajnie, mała zadowolona. To najważniejsze.
W domku grzecznie zmobilizowałam się do ćwiczeń - 50 minut aerobiku.
Na koniec kremida.
To działa jak placebo - tak bardzo chcę aby było lepiej, że jak patrzę w lustro to uważam, że brzuszek jest lepszym, ładniejszy.
Pozdrawiam wszystkich i dobranoc, kolorowych snów.
majakowalska
16 sierpnia 2012, 17:11dzielna jesteś, ja jej czasem ulegam czekoladce :))