Od 20 dni jestem na diecie. I zaczynam widzieć zmiany. Moje wcięcie w talii, które kiedyś niezwykle kochałam (i nie tylko ja (
͡°
͜ʖ
͡°
)) i uważałam, za najbardziej kobiece w swoim ciele zaczęło wracać na swoje miejsce. Moja radość?! Nie do opisania.
Kilka dni temu pisałam, że idzie okres. I przyszedł. Przedwczoraj i wczoraj umierałam. Prosiłam szanownego małżonka żeby zszedł do sklepu po kinderki. Nie ugiął się za co w tamtej chwili go nienawidziłam, ale dzisiaj jestem mu ogromnie wdzięczna. Oczywiście spuchłam jak balonik. I czuję się jakbym przytyła z milion kilogramów ale ale. Jutro ważenie. Jeśli waga pokaże więcej postaram się tym nie przejąć.
Wilczy głód z zeszłego tygodnia minął i to sprawia, że jestem szczęśliwa.
Raport dietowy wygląda tak:
Dieta raczej na plus. Od piątku pominęłam 2 posiłki. Jednego dnia kolację, kolejnego drugie śniadanie. Pominęłam bo spałam więc udaję, że dietę mam na 100%. Małe odstępstwo to troszeczkę makaronu i trochę pysznych ziemniaczków Podejrzewam, że i tak kaloryk nie ucierpiała prawie wcale.
Woda na minus. Staram się pić ale przyjmuję max 2l dziennie i nie jestem w stanie wmusić w siebie więcej. Dobre i tyle. Wciąż zaczynam dzień wodą z cytryną i zieloną herbatą z mniej niż łyżeczką cukru.
Detoks słodyczowy wciąż w akcji od 20 dni nie tknęłam słodkich i słonych przekąsek, nie piłam gazowanych napoi a także nie tknęłam fastfooda :)
Trzymajcie się <3
I pamiętajcie, bądźcie dla siebie dobrzy!
zlotazmija
9 lutego 2018, 10:32Dwa litry wody to i tak dużo. Ja odbębniam sukces, kiedy wypiję półtora. Gratulację za wytrwałość w przestrzeganiu diety! ;)
Ankrzys
8 lutego 2018, 23:44Brawo dla Ciebie i męża.