Hej!
Wróciłam
Już melduję.
Więc tak, u mojego jadłam dobrze. W zasadzie to z racji na brak czasu na studiach gościły kanapki, grahamki z kefirem i woda. Raz wypiłam kawę z automatu. W niedzielę zjadłam obiad mamy, tj. kotlet z piersi kurczaka z ziemniakami (bez tłuszczu dla mnie) i do tego mizeria. Wleciał jeszcze kawałek szarlotki, też w niedzielę, ale tylko to ze słodyczy i jestem z tego dumna.
Niestety piwo było.
Jeśli chodzi o jedzenie jestem bardzo zadowolona, natomiast właśnie jak mówię, piwo be.
I lecimy dalej.
Wróciłam w poniedziałek po pracy do domu. Zjadłam śniadanie u mojego, potem w pracy nic, a po pracy zakupy i wróciłam do domu. Mama zrobiła gołąbki, więc zjadłam z ogórkami kiszonymi i chlebem.
Następnie nic nie robiłam, potem zjadłam kolację i pojechałam na zumbę. Po zumbie wróciłam, prysznic i spać.
Następnego dnia zombie. Wstałam z tak beznadziejnym humorem (wczoraj), że masakra. Nie wyspałam się. I to cholernie. Miałam na 8, więc musiałam wstać o 5:45. Masakra. No cóż. A, że jestem przed @ to dodatkowo boli brzuch i plecy.
Jakoś wytrzymałam w pracy 8 h. Było fajnie, bo szybko czas leciał. W końcu poszłam na wykładanie towaru w dzień. Wczoraj w ogóle wszystko układałyśmy od początku, bo w kosmetykach robią przemeblowanie.
Bardzo mi się podobało. Awansowałam. Latałam z tabletem i szukałam produktów na półkach
Bardzo lubię tam pracować.
Jednak cały dzień czułam się strasznie. Zawsze po wykładaniu towary strasznie bolą mnie nogi. Plecy to nawet nie mówię.
Wróciłam do dom, zjadłam obiad (wcześniej jadłam śniadanie w domu i potem drugie śniadanie w pracy) no i w sumie chwilę odpoczęłam i zaczęłam bić się z myślami. Iść na bieżnię czy nie?
Byłam tak zmęczona, że ledwo stałam na nogach, mogłam usnąć na siedząco.
I co?
No i poszłam! Nie mogłam, potem miałabym wyrzuty sumienia.
Ogólnie to miałam iść zrobić interwały, 20 min. A ja co? Zrobiłam 30! W sumie lajtowo, ale nie chciałam się zniechęcać.
No i takim oto sposobem, ledwo żywa, ale szczęśliwa, po prysznicu, zakończyłam pierwszy miesiąc stycznia z bieganiem!
I teraz małe podsumowanie kilometrów.
To kartka z mojego kalendarza. Tam gdzie niebieskie - tam bieganie (zumby tu nie wpisywałam).
I Endomondo mi mówi, że w styczniu zrobiłam 34.10 km.
Cudownie
Tak oto zaczynamy drugi miesiąc biegania.
Co więcej...
Aaa. Ludziki... Mama mojego leci na tydzień do Francji i... Wprowadzam się do mojego na tydzień! Omg... Ale fajnie!
No i teraz się okaże czy ze sobą damy radę wytrzymać dłużej niż dwa dni
Ale fajnie!
Będę mogła mu robić śniadanie do pracy, kolację jak wróci, kawkę rano...
Muszę tyle rzeczy wziąć, a przede wszystkim laptopa. Po to, żeby do Was tu pisać. Jednak jest jeszcze jedna kwestia. On mieszka w mieście... No a co z bieganiem? Z moim szczęściem wyrżnę już w pierwszym kilometrze. Ale to nic. Wezmę strój do biegania i sprawdzę. Jeśli coś będzie się źle biegało to w takim razie poćwiczę z youtubem. Chociaż nie chciałabym biegania zawalić.
Także jak coś to będę się odzywać.
On pracuje i tak 10 h to będę mogła się spokojnie uczyć na egzaminy.
Ale się rozpisałam. Pozdrawiam tych, którzy do końca przeczytają
FOTOMENU
*szklanka wody z cytryną*
Śniadanie 8:20
3 x kanapka (chleb żytni, awokdao, jajko na twardo, pieprz czarny i ziołowy)
twarożek (ser biały, j. nat., sól, pieprz: czarny, ziołowy, cayenne, szczypiorek, rzodkiewka)
pomidorki koktajlowe
ogórek
biała morwa
*siemie lniane*
*inka z mlekiem*
*kawa*
II śniadanie 11:20
sok (pół pomarańczy, marchewka, jabłko)
garść orzechów włoskich
Obiad 14:20
pierś indyka w przyprawach podsmażona na oleju
sałatka grecka
warzywa na parze (brokuł, kalafior, marchewka)
*inka z mlekiem*
Podwieczorek 17:20
sałatka grecka i dwa tosty posmarowane cienko masłem
Kolacja 21:20
białko
AKTYWNOŚĆ
zumba
tara55
2 lutego 2017, 12:52Dziękuję za pozdrowienia. Przeczytałam do końca.Bardzo ładne menu i ruch w styczniu.Tak trzymaj a waga podda się i będzie super.Pozdrawiam :-*
Bezimienna661
2 lutego 2017, 16:57Oby luty był taki i nawet jeszcze lepszy. Trzymam kciuki za nas wszystkich i pozdrawiam również :)
tara55
2 lutego 2017, 20:26Luty będzie jeszcze lepszy czego z całego serca Tobie życzę :-)
Maarchewkaa
2 lutego 2017, 12:36Aj no gdybyś jednak całkiem zrezygnowała z tego brzydkiego piwska...przyjemnosci u chłopaka ;) ale pamietaj o trzymaniu czystej michy ;D
Bezimienna661
2 lutego 2017, 16:57Mam taki zamiar. Najbardziej chciałabym umieć skończyć pić po jednym piwie. :D Ale wiadomo. Noo, cały tydzień przed nami, zobaczymy jak to będzie :D Oczywiście ciągle mam cel, żeby jednak wyeliminować całkiem, a jak nie to jedno, tak jak pisałam. Będę trzymać. Kochana, ja gotuję przez cały tydzień. :D Będę leciała na dwa fronty. Mojemu zrobię klasycznego schaboszczaka, gdzie ja zjem bez panierki... Itd, itp :)
Kamila914
2 lutego 2017, 10:38Super efekty :) A powiedz mi, tą wodę z cytryną to pijesz ciepłą? I sok wyciskasz czy po prostu wrzucasz do szklanki plaster cytryny? :D
Bezimienna661
2 lutego 2017, 16:58Wyciskam soczek z połowy cytrynki i piję zazwyczaj z taką letnią wodą. Plaster cytryny nawet by smaku bardzo nie nadał :D
Kamila914
2 lutego 2017, 17:00Aha ok dzięki :) Może sama spróbuje :)
reksio85
1 lutego 2017, 20:01mogę Ci tylko pogratulować uporu i wytrwałości, a przy okazji trzymać kciuki za efekty. pamiętaj, żeby nie zawalić diety podczas tego pobytu u faceta. tak łatwo się skusić, kiedy chce się podzielić... ;)
Bezimienna661
2 lutego 2017, 09:33Dobrze, że mój mnie wspiera. Ale jak na przykład bym miała groszy dzień i chciała coś słodkiego, to by nie mówił mi, że jestem spaślakiem i nie mogę tylko by mi dał. A wtedy to już tylko i wyłącznie moja silna wola ma zadanie.
Maya27kc
1 lutego 2017, 13:12Super! :D Ja też musze się pomalutku zabrać za bieganie, ale nadal boję się o kolana, no ale chyba nie ma co tego odkładać. Będzie chodzenie na bieżni przeplatane z truchtem i tak do czasu aż się do tego przyzwyczaję :) Inna sprawa że nawet w mojej najlepszej formie z ubiegłego roku truchtałam tylko - nie biegałam :C
Bezimienna661
1 lutego 2017, 15:47Ja niestety też póki co to na bieżni, ale nic nie może zastąpić biegania w wiosenne, letnie i jesienne wieczory. Kocham ten zapach wieczorem, kocham to uczucie... Aż mi jest ciężko wyrazić to słowami, po prostu, gdy sobie pomyślę o tym jak w 2013 r. biegałam regularnie (10 miesięcy) i to z siostrą to aż mnie ściska. To są chwile, dla których warto żyć. I nic mi więcej nie było potrzebne do szczęścia. Czekałam aby na zmierzch i... Ajj. Także jeśli masz takie samo podejście to kobieto, to uczucie wynagrodzi Ci wszystko!!!! <3
Maya27kc
1 lutego 2017, 23:17hehe :D Podobno bieganie staje się przyjemne po pierwszej godzinie biegu... tylko ja jeszcze nigdy tak długo nie biegłam :P Ogółem to jedyne co mi wychodzi to truchtanie - gdzieś widziałam że na początek należy biec truchtem i tak też robiłam... mój najdłuższy trucht trwał 20 minut i to był mój duży sukces :D a potem marsz i znowu trucht :D mam nadzieję że w tym roku dojdę do formy gdy stanie się to bardziej przyjemne i przede wszystkim dam radę pobiec dłużej :D nooo, to takie moje marzenie :D Ale tak, wydaje mi się że będzie dobrze, bo gdy biegałam w miarę regularnie to bardzo mi się to podobało :D no... do czasu aż mi kolano nie padło :P
Bezimienna661
2 lutego 2017, 09:35Ja też nie biegałam godzinę. Najdłużej raz w życiu to było 55 min, ale się kilka razy zatrzymywałam, bo siostra była ze mną. Ja się cieszę każdą minutą, a pod koniec to już w ogóle :D Ja zaczynałam z planem pumy. I tak od tamtej pory robię minimum 30 min. A z tym kolanem to trzeba uważać. Ale powinno się wspierać dietą (galaretki, galarety -żelatyna-, ananasy...)
Maya27kc
2 lutego 2017, 19:29u mnie z tą żelatyną to zawsze kiepsko :C nie lubię galaretek :P ale będę musiała zmienić upodobania bo daleko nie pobiegam z takim kolanem D:
spelnioneMarzenie
1 lutego 2017, 10:28smaczniutkie sniadanko :) brawa za bieganie :*
Bezimienna661
1 lutego 2017, 15:47Spięłam się... I nie żałuję. ;*