Chyba wczorajsze wieczorne "Pij zieloną herbatę" zadziałało, bo z dnia na dzień waga spadła 1kg, yeeees. Czyli rzeczywiście była to zaległa woda (mam nadzieję że nie wróci)!
Śniadanie 8.30: 305 kcal (W: 18.1g ; B: 19.9g ; T: 16.6g)
- 2 średnie/małe jajka - 140 kcal
- szczypta soli i pieprzu - 5 kcal
- 20g chudej szynki w kawałkach - 50 kcal
- keczup i sos hamburgerowy - 50 kcal
- mrożona kawa (kawa+100ml mleka 3.2%) - 60 kcal
Reszty nie piszę, bo nie ma się czym chwalić. Zjadłam 4 kawałki babki (na szczęście dietetycznej, bo z banana). Poćwiczyłam 45min cardio, ale chyba jeszcze dorzucę butt i/lub ABS (tego drugiego jak zwykle nie mam ochoty robić ehhh). Wieczorem idę na bieg! Jakoś ta wizja rozjaśnia mi dzień, żeby wyjść i biec przed siebie, bez celu, spokojnym tempem, w mroku nocy I pomyśleć, że rok temu musiałam się zmuszać do biegania. Ten przymus stał się na szczęście w końcu miłością!
Piję sobie mrożoną kawe, bo w sumie z rozpuszczalnej to nie jest aż taka niezdrowa, bo ma mniej kofeiny. I dodaję nie tak dużo mleka, więc kaloryczność też w porządku!
Zamówiłam sobie słoik ze słomką, bo mnie tak bardzo kusiło, a parę dni temu zdałam sobie sprawę, że nie mam w czym robić swoich 'mikstur' z cytryny, herbaty, etc. Do lodówki i będę miała napój na gorące lato