Mój pamiętniczku, wczorajszy powrót do domu to była komedia z elementami horroru z ulicy wiązów :D , poszliśmy nad morze a jakże na lody, które nawet siostrzeniec ledwie zmógł i bronił się wszystkimi czterema końcówkami przed dokładką , zrobiłam drobne zakupy na drogę, za które zostałam obsobaczona delikatnie mówiac...lody wyspacerowaliśmy i zapakowani w Ferdzia ruszyliśmy do domu , przy czym kierownica dostała przykaz że w okolicach godziny 1 ma się zatrzymać na popas...jedziemy, jedziemy mija 1 , mija 2 za nami kolejne kilometry a żarełka nie widać...nawet sarny która by chciała zostać pieczenią z grilla, żołądki ratują nam ( mnie kanpka z szynką i ogórkiem przywleczona z miasta rodzinnego w dużym kufrze pt. otworzyć w razie zagrożenia życia z powodu głodu) paluszki juniorki zakupione przeze mnie, mijają kolejne kilometry i godziny, za nami Bydgoszcz , brzuszki domagają się papu a tu żadnego popasu ....nawet już poprosiłam Paszczura że jakby gdzieś kurki były to może tak z 10 kg kupić a ta bieda usłyszała " 10 km kurwek " no fakt...tych trochę było ...ale to raczej " przydróżki" śmiechu było co niemiara ..w ogóle fazę na rechot z siestrą to miałyśmy jakieś ponad 200 km , nie trzeba nam dopalaczy, amfy, grzybków halucynogenków ani marychy ...wystarczy nam żądza żarła :D . Kontynuując trasę i wysłuchiwanie jęków młodzieńca że " jeść" zauważyłyśmy przydrożny anons " Skrzacia chata" t5 km ...faktycznie była to chata skrzata bo ni cholery jej nie było widać ....następny anons to Jura coś tam coś tam w Solcu Kujawskim ...postanowiliśmy zajechać na stek z dinozaura ( marzył nam się stek po całej długości tyranozaura czyli jakieś 6 m mięcha) nabłądziłyśmy się po owym mieście , już nawet wpadłyśmy na pomysł że może by coś na gorąco zamówić w mijanym Lidlu ale ...oczom naszym objawiła się kartka " Jura(ssic) jadło)" droga dojazdowa z zakazem wjazdu - zaparkowaliśmy Ferdka i pognaliśmy w stronę kamiennego muru z bramą jako we filmie nr 1, 2 i 3 , po drodze ekipa zamiatała opadłe igły sosnowe , które ani chybi szły do marynaty jak u Modesta ( Amaro zresztą) dochodzimy do wrót karczmy a tam kartka " w dniu dzisiejszym nieczynne impreza zamknięta" z pieśnią i komentarzami na temat nieczynności powlekliśmy się do autka , gdzie posililiśmy się paluszkmi Juniorkami ( stały się bardzo popularne), cukierkami o smaku miętowo eukaliptusowym - jeden rozpuszczał się w ustach kilkanaście minut, oraz zakupioną " zupełnie niepotrzebnie gruszką" , którą w większości pożarł Paszczur, mnie pozostał zaszczyt utylizacji ogryzka i ogonka , przynajmniej błonnik miałam. Ruszywszy w drogę tropem uciekającego żarła , przez chwilę się zastanowiliśmy, czy nie powinniśmy pojechać na miejskie wysypisko w Bydgoszczy gdzie można by się posilić, ubrać a może i parę cennych antyków do domu znaleźć, niemniej zauważyliśmy kolejną wskazówkę o hotelu i restauracji,choć odczytując przydrożne piktogramy stwierdziłam iż znaczek widelca i noża oraz następujący po nim znaczek łóżka ani chybi oznacza że jak tylko tam zjemy to trafimy do łóżka ......być może szpitalnego, mimo tych ostrzeżeń skręciliśmy do oweg Auto cośtam cośtam, gdzie niepokojem natchnęło mnie kilku panów w białych koszulach i marynarkach .......ale ucieszyliśmy się bo obok hotelu i jego restauracji była druga knajpka przy stacji benzynowej no i ......zonk, w hotelu zamknięte bo .....wesele a przystacyjnej restauracji zamkniete bo ......zamknięte w dniu dzisiejszym . Kiedy obeschły nam łzy śmiechu i żalu, przed oczami przemkło nam widmo śmierci głodowej, które zniknąwszy ujawniło radiowóz, postanowiłyśmy dopełznąć do władzy i spytać gdzie tu można PAPU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! na szczęscie pani na stacji benzynowej powiedziała że za 18 km będzie Chata ale tam jest drogo a potem jest bar i ruszyliśmy faktycznie po 18 km był .........bar, gdzie staneliśmy na popas targani głodem oraz naciskani przez pęcherze( i nie były to pęcherze na stopach, choć prawie do nich sięgały wypełnione cieczą) nie mieliśmy ochoty ryzykować, że chata znowu okaże się fatamorganą. Posiliwszy się co nieco ruszyliśmy autostradą na kawę do młodszego , potencjalnego zięcia, jedząc w wielkiej radości i chęci deser, na który wydzieliłam po 2 egzemplarze zakupionych " niepotrzebnie" michałków, minąwszy Tomaszów M. rozpoczęłyśmy z siostrą koncert wieczornych porykiwań ( w celu rozbudzenia kierownicy, której dłonie zaciskały się całą drogę na kierownicy kurczowo i nie chciała jej oddać innym) przy czym ryki szły nam doskonale i jednogłośnie orzekłam iż kolejną edycję VoP wygrywamy w duecie oraz w cuglach. I tym oto sposobem o 21 40 wywaliwszy towarzystwo w postaci siostry i siostrzeńca na ich podworcu, stanęłyśmy u naszych wrót. Jednym słowem mogę rzec .......nawróciłam się i oto jestem a teraz lecę się rozpakowywać , prać i pakować przed czwartkową podróżą, no to do zaś : D Bye
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
holka
6 września 2015, 16:41:) no to piękna gastronomiczna infrastruktura :) dobrze,że kierowca nie zasłabł z głodu...czytałam o Twoich "rewelacyjnych" spadkach wagowych...hmmm ani chybi trzeba by coś w tym co w ląduje w misce zmienić...
Beata465
6 września 2015, 17:02no mówiłam ....zupa z brukwi, kromka chleba i duuuuużo roboty, najlepiej coś w stylu tłuczenia kamieni...a nie nie mogę ....urwana ręka :(
Beata465
6 września 2015, 17:04napewno teraz po sanatorium obiady mi się skurczą do jednodaniowych a i ziemniaków będzie o wiele mniej ( choć tam do obiadu była kulka ziemniaków, więc niezbyt wiele) ale ja nie lubię ziemniaków, więc bez żalu się z nimi pożegnam :D
wiosna1956
6 września 2015, 09:21Też ciekawe podejście do sprawy ...... ha, ha !
Beata465
6 września 2015, 09:39realistyczne ...jak widać mój barani upór jest wszędzie w chudnięciu tyż :D
Beata465
6 września 2015, 09:02Chciałam wam powiedzieć że po sanatoryjnej diecie i przelezieniu 200 km na patykach i ze 100 km bez patyków ...schudłam 40 dag mam w dooopie odchudzanie jestem wyjątkowym przykładem oporu materii nad całą resztą i huk.....nie będę się przejmowała nic a nic ..powiem jak Jurek " róbta swoje" nie zamierzam wracać do przed kwietniowego sposobu jedzenia ani rezygnować z ruchu , ale wszelkie minimalne spadki to jak widać mój żywioł więc...na pohybel tym którzy mówią że grubi są grubi bo nic nie robią tylko żrą i leżą na kanapie przed telewizorem. W moim przypadku to chyba należałoby zastosować dietę koncentracyjną ....czyli zupę z brukwi, kromkę chleba i ciężkie roboty :D:D na dzień dzisiejszy ważę 116,6 jeśli uda mi się zjechać 60 dag do czwartku to odtrąbię sukces bo zaczynając odchudzanie chciałam ważyć 116 kg do Barcelony :D
wiosna1956
6 września 2015, 08:21No, no to ciekawie było,,,,,
Beata465
6 września 2015, 08:57eheeeee :D:D
patih
6 września 2015, 08:00uśmiałam sie :)
Beata465
6 września 2015, 08:57I prawidłowo :D