udało mi się wczoraj i dzis poćwiczyć u babci, dodatkowo długie spacery z ciotki psem, do domu wracałam dzis z buta. Dobrze że wzięłam swoje wafle, bo ciotka oczywiście zapomniała że nie jem chleba
. Wczoraj dojadłam ok pół kromki bułki której babcia nie podołała na kolację ( kroję babci na kawałeczki żeby więcej zjadła,
ale czasem nie da rady. Bo babcię moje drogie trzeba niestety trochę podtuczyć, gdyż biedactwo ma niedowagę) i dziś brzuch jak balon.
I zaparcie. Z grzeszków: wypiłam wczoraj jakieś 100 ml czerwonego wina,
dzisiaj idę na jedno pepsi
(spotkanie z kumpelami), ale w sumie byłam na tyle grzeczna że w sumie 1600 Kcal nie przekroczę.
Moja Azka (owczarek środkowopodwórkowy
)ma cieczkę. Skubanica, tak się szarpnęła że karabińczyk w smuczy trafiła szlag. Puściłam wiązankę, to się łaskawie zatrzymała, wzięłam ją na ręce i zaniosłam do domu. Teraz jest na mnie obrarzona, normalnie foch stulecia
W poniedziałek już kolejny semestr.......przydałby się jeszcze z tydzień ferii......