Tegorocznego lata. Wg synoptyków był on w sobotę.
Słońca niedużo ale temperatura taka na jedną cienką koszulkę.
Grzybów też niezbyt dużo, ale za to jakie!
Więc na późne śniadania S. jajecznice z tymi grzybami smażył. Z pieczonym przez nas chlebem i dobrymi pomidorami (jako surówka, pokrojone z cebulą) było przepyszne. Wieczorem, pod stołem przy którym to śniadanie jedliśmy, S. odkrył ogromnego zdechłego ptaka, tak jakby myszołów, całkiem świeżego jeszcze 🤐.
Pozaglądałam do budek lęgowych, a mamy w naszym lesie dwie i wygląda na to, że nikt w nich nigdy nie mieszkał, jedną tylko dzięcioł odziobał dookoła otworu wlotowego.
Położyłam na kamieniu słonecznik, żeby zwabić sikorki i uczyć się robić zdjęcia ptaków teleobiektywem.
Pozbierałam dojrzałe owoce pigwowca, wyjątkowo ładne, pomimo, że susza była gorsza niż zawsze. Pokroje je na plasterki, wywalę pestki (to część najgorsza tej roboty) dodam trochę imbiru i sporo jasnego miodu. Liczę, że wyjdzie z tego pyszny smakowy miód do herbaty.
Pięć korpo dni - po 20 km rower + trening 1, 2,3,1, 2.
weekend rower 60 km.