Kolejny weekend na Mazurach, tym razem okolice Giżycka = 5 godzin jazdy samochodem, za długo.
Sobota - 1,20 szybkiego marszu rano, później pływanie jachtem po raz pierwszy od chyba 10 lat i jako dieta - piwo głównie. Nawet nie zapomniałam co trzeba robić, żeby płynąć tam gdzie się chce (a takie obawy miałam), ale też przypomniałam sobie, dlaczego dlaczego nie robiłam tego tak długo (po 20 minutach to trochę nudne się robi).
Niedziela - 1,20 szybkiego marszu, 27 km na rowerze, było chyba wszystko co tu najpiękniejsze: wąskie, kręte, stare asfaltowe drogi; polne, piaszczyste drogi po całkiem niezłych wzgórzach z żurawiami krzyczącymi w krzakach; trzy rodzaje lasu; dzikie brzegi jeziora i ryba w porcie na obiad