Po 20 km na rowerze – moja droga do i z pracy, rano pod straszny wiatr, po południu za to jak na skrzydłach. Na trawniku w mojej firmie są trzy maszty z flagami – pierwsza rzecz, na którą patrzę po wyjściu z pracy, sprawdzam czy łatwo będzie, czy trudno pedałować, potem na chmury, jak żeglarz..
Czwartek – 20 minut przed przerwą lunchową, leń wewnętrzny zaczął swoją krecią robotę, że może dzisiaj w saunie poleżeć lepiej, albo iść na grilla ze znajomymi, albo iść na siłownię z książką i poczytać sobie leżąc na macie. Była dyskusja, argumenty różne – stanęło na tym, że pójdę, poćwiczę 10 minut na orbitreku i zobaczymy. Skończyło się 30 minutami naprawdę szybko i mocno.
Piątek - 20 minut przed przerwą znowu to samo
Skończyło się rozgrzewką 10 minut na bieżni, szybko, stromo, biegiem, 3x 10 pompek w oparciu o ławkę (bo tylko tak na razie umiem) i 3x ściąganie drążka wyciągu pionowego do klatki.
Całkiem nieźle.
beaataa
24 sierpnia 2015, 07:29Sweetslimdream, to trudno nawet nazwać motywowaniem się. W tych dniach, kiedy naprawdę się nie chcę, zmuszam się, żeby pójść i zacząć, pomimo tych wszystkich Najważniejszychnaświeciepowodów które usłużnie podsuwa mój umysł i to jeden po drugim, hmm, niektóre to nawet całkiem nowe. Bo jak zacznę, to się rozkręcam i jest ok.
patih
21 sierpnia 2015, 16:46rany, jak u mnie wczoraj wiało, okropnie sie jeździło